Czy to już czas na iPhone’a Pro?

Tomek Czech   9 lipca 2017

Od pewnego czasu pojawiają się spekulacje, że Apple mogłoby nazwać swojego najnowszego, topowego smartfona “iPhone Pro” (tego, którego najczęściej określamy mianem „iPhone 8”). Sam od dłuższego czasu zastanawiam się, czy nadszedł już ten moment, kiedy Apple mocniej zróżnicuje linię iPhone’ów i każdego roku będzie wprowadzało na rynek kilka modeli, znacznie różniących się wydajnością, ilością nowych funkcji, no i oczywiście ceną.

Innymi słowy – czy iPhone Pro ma sens?

Ostatnią dyskusję na podobny temat wywołał John Gruber sugerując, że Apple mogłoby stworzyć high-endowego iPhone’a Pro, wpakować w niego najlepsze z dostępnych technologii, masę nowych funkcji i kasować za niego nawet 1500 dolarów.

Może już czas – jak ma to miejsce w przypadku Maców i iPadów – na pojawienie się iPhone’a Pro?

Przede wszystkim trzeba się zastanowić, co w zasadzie oznacza „pro” w nazwie produktów Apple? Zarówno w przypadku Maców, jak i iPadów, urządzenia “pro” mają służyć do zadań profesjonalnych, wymagających większej wydajności maszyny. Tradycyjnie Maki Pro czy MacBooki Pro miały szybsze procesory, więcej RAM, bardziej wydajną grafikę, pojemniejsze (czasem też szybsze) dyski i więcej portów. Ale – co ważne – nie miały większej ilości funkcji w porównaniu do komputerów przeznaczonych dla tzw. „zwykłego użytkownika”.

Na komputerach „pro” dało się zrobić w zasadzie to samo, co na zwykłym MacBooku, tylko szybciej (no, może zwykły MacBook nie poradziłby sobie w ogóle z częścią najbardziej wymagających zadań, ale to zwykłemu użytkownikowi nie było i nie jest w ogóle potrzebne).

Potem urządzenia “pro” zaczęły wyróżniać się kolejnymi elementami hardware’u, tym razem na zewnątrz, np. ekranem Retina. Ale to były tylko ulepszenia w porównaniu z pozostałymi urządzeniami i z czasem trafiły też do komputerów przeznaczonych dla pozostałych użytkowników (ekran Retina pojawił się w 2015 r. w 12-calowym MacBooku).

Pierwsze zupełnie nowe elementy, niedostępne w innych urządzeniach, pojawiły się w zeszłym roku w MacBookach Pro – TouchBara i Touch ID nie mają laptopy z półki “nie-pro”.

Podobnie jest z iPadem – oprócz tego, że są bardziej wydajne, tylko iPady Pro mają wsparcie dla Apple Pencil, Smart Connector czy ekran ProMotion.

Jak w tym kontekście wygląda sprawa iPhone’a?

Zacznijmy od tego, czy iPhone Pro miałby rzeczywiści służyć do zadań profesjonalnych? Pewnie wiele osób część pracy wykonuje już w tym momencie na iPhonie, ale jeśli mówimy (jak np. w moim przypadku) o czytaniu/wysyłaniu maili, wiadomości, Slacku, obsłudze firmowego Facebooka czy Twittera, śledzeniu newsów czy nawet pisaniu artykułów, to jeszcze nie powód, żeby tworzyć iPhone’a ze specyfikacją “pro” – to proste czynności, które moglibyśmy z powodzeniem zrobić nawet na kilkuletnim iPhonie.

Do zadań profesjonalnych iPhone mógłby się prawdopodobnie przydać bardzo niewielkiej grupie zapalonych filmowców czy fotografów, którzy nie tylko chcieliby robić iPhonem materiały najwyższej jakości, ale też obrabiać je bezpośrednio na urządzeniu i mieć do dyspozycji bardzo pojemny dysk. To jednak bardzo ograniczona grupa osób i trudno przypuszczać, żeby Apple chciało opierać na niej swoją strategię dotyczącą iPhone’a i liczyć, że dzięki temu znacznie poszerzy bazę użytkowników swojego smartfona.

Czyli gdyby rzeczywiście we wrześniu Apple zaprezentowało iPhone’a Pro, musiałoby trochę zredefiniować znaczenie „pro” – oznaczałoby to wtedy, że w urządzeniu zastosowano większą ilość najnowszych rozwiązań technologicznych, że posiada ono większą ilość funkcji (możliwych dzięki dodatkowemu hardware’owi), czy że wykonano je z lepszych materiałów.

Czy jest możliwy taki scenariusz?

Jak najbardziej!

Jedyna bariera, jaka istnieje, jest natury mentalnej – nie jesteśmy przyzwyczajeni, że nowe modele iPhone’a różnią się od siebie aż tak bardzo.

Przez wiele lat Apple każdego roku Apple wprowadzało na rynek tylko jeden modele iPhone. Kupując go mieliśmy pewność, że wchodzimy w posiadanie najlepszego istniejącego iPhone’a.

Ale przecież zmieniło się to już trzy lata temu – obok iPhone’a 6 pojawił się iPhone 6 Plus. O ile większy ekran był dla jednych zaletą, a dla innych wadą (bo oznaczał większy rozmiar całego urządzenia), o tyle tylko model Plus posiadał kamerę z optyczną stabilizacją obrazu i tryb horyzontalny dla niektórych natywnych aplikacji. Nie były to jednak aż tak ważne funkcje i większość użytkowników ceniących sobie mniejsze urządzenia nie odczuła, że coś traci decydując się na model 4,7-calowy.

Trochę inaczej zaczęło to wyglądać w ubiegłym roku – podwója kamera z zoomem optycznym i trybem portretowym była źródłem większej ilości rozterek – wiemy, że samo Apple nie doceniło, jak dobrze sprzeda się 7 Plus. Ja sam do tej pory nie wróciłem do mniejszego modele, chociaż przeszkadza mi wielkość i waga Plusa, nie potrzebuję bardziej pojemnej baterii i większego ekranu. Nie jestem jednak w stanie rozstać się z jego kamerą.

Czy w tym roku Apple zdecyduje się na wykonanie ogromnego skoku i pokaże iPhone’a Pro z masą nowych funkcji, który będzie się bardzo mocno różnił od pozostałych modeli – iPhone’a 7s i 7s Plus?

To bardzo możliwe.

Po pierwsze, baza użytkowników iPhone’a jest ogromna – od dawna nie jest to jedynie mała grupka geeków, early adopterów – to olbrzymia grupa licząca w tej chwili około 700 mln osób – z różnymi potrzebami, z różnymi preferencjami, w różny sposób korzystających ze smartfona, będących w stanie wydać na telefon mniejsze lub większe kwoty. Nie ma jednego, idealnego modelu, który będzie odpowiedni dla nich wszystkich.

Apple zauważyło to już kilka lat temu – wraz z modelem 5s pojawił się iPhone 5C – była to oferta dla osób z mniejszym budżetem, którzy za niższą cenę godzili się na brak Touch ID, zeszłoroczny procesor i plastikową obudowę. W ubiegłym roku pojawił się bardzo popularny (jak się potem okazało) iPhone SE – tu kryterium nie była tylko cena, ale też rozmiar ekranu – była to świetna oferta dla tych, dla których modele 4,7-calowe były już za duże.

Po drugie – Apple może nie mieć wyboru. Smartfony odgrywają w tym momencie ogromną rolę w naszym życiu (dla wielu większą niż tradycyjny komputer), na rynku panuje olbrzymia konkurencja, w związku z czym w smartfonach pojawia się coraz więcej nowych funkcji, trafia do nich coraz więcej coraz bardzie wyszukanych technologii. Jeśli Apple (i jakikolwiek inny producent) chce stworzyć smartfona walczącego o miano najlepszego na rynku, musi rozszerzyć jego możliwości, upychając w nim coraz więcej nowinek. A to ma swoją cenę  – być może doszliśmy właśnie do momentu, kiedy topowy iPhone nie może dalej kosztować 650 dolarów.

Być może dodanie wszystkich najnowszych rozwiązań, które według przecieków mają trafić do nowego iPhoene’a, musi oznaczać dużo wyższą cenę smartfona z Cupertino. A w związku z tym, że Apple nie może wprowadzić na rynek tylko jednej, bardzo drogiej wersji, musi zróżnicować linię, wprowadzając do oferty tańsze modele z mniejszymi możliwościami.

Być może musimy się już zacząć przyzwyczajać do tego, że posiadanie najlepszego z istniejących iPhone’ów będzie wymagało wydania dużo większej niż dotychczas kwoty.

Albo do tego, że może wcale niekoniecznie potrzebujemy wszystkich nowości i w zupełności wystarczy nam nowy, bardziej budżetowy model.

Będzie to wymagało zmiany nastawienia i pogodzenia z tym, że za około 3500 tys. zł nie kupimy już topowego iPhone’a. Bo całkiem możliwy jest w tym roku taki scenariusz, że za takie pieniądze kupimy właśnie model 7s, a na “ósemkę” czy Pro będziemy musieli wydać grubo ponad 5 tys.

Tutaj pojawia się wiele wątpliwości dotyczących tego, kto w ogóle zdecyduje się kupić 7s, jak razem z tym modelem pojawi się duża lepsza “ósemka”. Jedyną odpowiedzią jest tu cena: iPhone 8 może być na tyle drogi, że wiele osób zdecyduje się na znacznie tańszy 7s. Ale – co ważne – nie będzie to jedynie delikatnie odświeżona wersja obecnych modeli – według doniesień, iPhone 7s ma mieć szklaną obudowę (a więc zmieni się wygląd) oraz możliwość ładowania “bezprzewodowego”. Może dostać też mocno ulepszoną kamerę pozwalającą na szerokie wykorzystanie AR.

Kolejną kwestią, na której mocno skupia się w ostatnim wpisie John Gruber, ale o której wielu obserwatorów mówi od lat, jest kwestia możliwości produkcyjnych. Problemem dla Apple nie jest stworzenie super-iPhone’a w pracowni Jony’ego Iva, problemem jest wyprodukowanie go w dostatecznie dużej ilości. W pierwszym okresie sprzedaży nowego iPhone’a Apple sprzedaje ponad 25 mln sztuk miesięcznie – potrzebuje więc produkować ponad 600 egzemplarzy na minutę, około 10 sztuk w każdej sekundzie! A to nie są guziki – to jedne z najlepszych przenośnych komputerów na świecie, wymagające zastosowania najnowszych materiałów i użycia skomplikowanych metod produkcji.

Od dawna wiemy, że nie tylko Apple, ale też inne firmy mają problem z zapewnieniem sobie dostateczniej ilości paneli OLED, pamięci flash i wielu innych podzespołów. Nie mówiąc już o zupełnie nowych komponentach – np. wyświetlaczu z wbudowanym Touch ID czy sensorach 3D, które mają trafić do nowego iPhone’a.

Ograniczone możliwości produkcyjnych mogą sprawić, że nowy, topowy iPhone będzie wersją premium – droższą i trudniejszą do zdobycia.

Gdyby Apple chciało nazwać taki model “iPhone Pro”, musiałoby zredefiniować nieco znaczenie słowa “pro” w nazwie swoich produktów – bo iPhone Pro nie różniłby się od pozostałych modeli tylko większą wydajnością, ale przede wszystkim większą ilością funkcji i obecnością innych, najnowszych rozwiązań i technologii.

Dlatego nie wykluczam, że nazwie najnowszy model inaczej. Jak? Można tylko spekulować, czy będzie to “iPhone 8”, “iPhone X” czy “iPhone” Edition. A może po prostu “iPhone”.

Przekonamy się (najprawdopodobniej) we wrześniu.

Dajcie znać, co myślicie o pomyśle zróżnicowania linii iPhone’a na wiele modeli i ile bylibyście w stanie zapłacić za topowy model. Oraz – jak trudno byłoby Wam się pogodzić z tym, że nie kupicie najlepszego modelu.

Wszystko o iPhonie 8/Pro.

300x300-oslo

Podłącz się do nas na Twitterze lub Facebooku żeby nie przegapić żadnych informacji ze świata Apple.

Grafika: Handy-Abovergleich

Codziennie nowy HOT DEAL na Apple!

Tomek Czech

Założyciel i redaktor naczelny ThinkApple. Dziennikarz (dyplomowany!) i fotograf (kiedyś…). Współtworzył Biuletyn Fotograficzny, publikował m.in. w Gazecie Wyborczej, Polityce, Pozytywie. Kawałek serca zostawił w Barcelonie, a zdrowia w niemieckiej fabryce samochodów ciężarowych.

Podłącz się do nas na Twitterze lub Facebooku, żeby nie przegapić żadnych informacji ze świata Apple.

Poprzedni post:

Następny post: