Poznajcie fascynującą historię powstania Berrolii – jednego z najbardziej eleganckich i najbardziej funkcjonalnych uchwytów samochodowych do iPhone’a, jakie znajdziemy na rynku. Historię o tym, jak wykładowca uniwersytecki zakłada startup hardware’owy, by stworzyć produkt, którego sam potrzebuje i przy okazji tworzy akcesorium, które pokochało już tysiące użytkowników. Małe dzieło sztuki, na jakie zasługuje iPhone.
Które w dodatku powstaje w Polsce, jest wykonywane ręcznie przez łódzkich rzemieślników.
To historia dla fanów Apple, miłośników motoryzacji, dobrego dizajnu oraz tych, którzy marzą o stworzeniu własnego produktu, ale ciągle brak im motywacji.
Wywiad z Michałem Mackiewiczem, założycielem Berrolii, przedsiębiorcą, profesorem ekonomii na Uniwersytecie Łódzkim.
Michał Mackiewicz: Zawsze byłem typem gadżeciarza. Lubiłem testować nowe telefony i akcesoria do nich. Ale przez długi czas miałem kłopot ze znalezieniem właściwego uchwytu samochodowego do iPhone’a.
Kiedyś, gdy na rynku królowała Nokia, wiele samochodów miało taką doklejkę koło dźwigni zmiany biegów, w której umieszczony był uchwyt, do którego wkładało się Nokię lub inny ówczesny telefon. On się tam spokojnie ładował, a my mogliśmy w tym czasie rozmawiać przez zestaw głośnomówiący. Ale gdy pojawiły się smartfony, z nieznanego powodu wszyscy o tym rozwiązaniu zapomnieli.
Miały dwie wielkie wady. Po pierwsze, prawie żaden z nich nie obsługiwał ładowania. Trzeba było mieć osobny kabelek. Najpierw wkładałeś telefon do uchwytu, a potem dopiero podpinałeś kabelek. Nie było to wygodne, najczęściej wymagało użycia dwóch rąk, zajmowało dłuższą chwilę.
Po drugie, te wszystkie uchwyty były po prostu brzydkie. Plastikowe. Sam wiesz, jak wygląda typowa oferta tego produktu.
Tymczasem iPhone jest bardzo ładnym urządzeniem. Powiedziałbym nawet, że jest dziełem sztuki. A ja jestem bardzo wrażliwy na dizajn. Cenię rzeczy, do których ktoś się naprawdę przyłożył, żeby wyglądały ładnie.
Nie. Byłem typowym “windowsowcem”, miałem laptopa Lenovo i sprzęt Apple zawsze wydawał mi się produktem dla snobów. Ale potem ktoś namówił mnie na iPhone’a i okazało się, że ktoś w końcu zrobił telefon, w którym zwyczajnie działały te wszystkie rzeczy, które w innych telefonach działały kiepsko lub w ogóle.
I do tego jeszcze był ładny.
Mój ojciec studiował na Akademii Sztuk Pięknych. Był w pewnym sensie artystą, ale też genialną złotą rączką, rzemieślnikiem.
Wychowałem się w domu, w którym zawsze ceniło się ładne rzeczy. Na przykład właściwie nie mieliśmy żadnych zwyczajnych mebli – wszystko było albo ręcznie robione, albo po solidnej renowacji.
Tato zajął się zegarmistrzostwem. Był samoukiem, ale z czasem coraz bardziej się profesjonalizował. Zajmował się wyłącznie zabytkowymi zegarkami. Potem zaczął robić bardzo ładne, ręcznie robione noże oraz inne akcesoria tworzone ze szlachetnych materiałów – drewna, stali i skóry.
Nauczono mnie w domu, że to, czego używamy ma w jakimś sensie wynikać z nas, że rzeczy są naprawdę ładne kiedy wpasowują się w nasz styl życia, a nie tylko ładnie wyglądają.
Może trochę tak. Bo na dłuższą metę dizajn dla samego dizajnu to ślepa uliczka.
Używałem uchwytu Belkina, który miał “funkcję ładowania”, czyli wtyczkę w swojej dolnej części. Wkładało się iPhone’a i on się po prostu ładował. Na tym mi właśnie zależało – wsiadasz do auta i nie musisz się zastanawiać gdzie jest kabelek, czy w ogóle go ze sobą zabrałeś, czy może leży gdzieś na podłodze, a może wpadł pod siedzenie.
Uchwyt i kabelek mają być integralną częścią samochodu. Wsiadasz do auta, wkładasz smartfona do uchwytu, on się tam ładuje, a ty zapominasz o temacie.
Uchwyt Belkina to co prawda zapewniał, ale był potwornie brzydki. Do tego nie można było włożyć do niego telefonu w etui. No i jeszcze miał fatalne mocowanie. W rezultacie przez pewien czas używałem obciętej części tego uchwytu przyklejonej za pomocą super glue do mocowania z innego uchwytu.
No i patrząc na to pomyślałem, że zasługujemy na coś więcej. Wnętrze samochodu przecież też jest dziełem sztuki.
Miałem wtedy Volvo XC90. Odpowiada mi filozofia dizajnu tej marki. Nie ma fajerwerków, natomiast wszystko jest dokładnie w tym miejscu, gdzie powinno być. Wszystko jest intuicyjne, nigdy nie miałem problemu z obsługą tego samochodu. Jak w przypadku Apple.
Wnętrze Volvo XC90
Powstają pierwsze prototypy. Uchwyty są mocowane do otworu na płytę CD. Prowadziłem wtedy agencję badań rynku i poprosiłem koleżankę, żeby sprawdziła, czy to się przyjmie. Sam produkt się bardzo spodobał, ale mocowanie już nie – większość osób bała się, że w ten sposób coś popsuje, połamie.
Zacząłem szukać innych rozwiązań. Przyklejanie uchwytu do szyby na przyssawkę od początku mi się nie podobało, w wielu krajach jest to w ogóle zakazane, bo ogranicza widoczność.
Stanęło na tym, co ma każdy samochód, czyli na kratce nawiewu. Nie ukrywam, że zainspirował mnie uchwyt Kenu Airframe. Jest dość funkcjonalny, nie ma jednak zamontowanego na stałe kabelka do ładowania. No i poza tym – też jest plastikowy.
Lightning jest bardzo drogi, co znacznie podniosłoby cenę produktu. Poza tym wiele osób spędza codziennie w samochodzie tyle czasu, że wystarczy to na naładowanie telefonu tak, żeby nie trzeba go było ładować w innym miejscu – w domu czy w pracy.
Taka jest właśnie idea stojąca za Berrolią – ładujesz telefon tylko w samochodzie. Wtedy nie potrzebujesz drugiego kabla Lightning.
Tak. Ja sam zaprojektowałem i wydrukowałem prototyp 3D, ale nie miałem pomysłu jak to zrobić, żeby jeszcze do tego świetnie wyglądał. Trafiłem na młodego gościa spod Amsterdamu. Siedzieliśmy na tym dość długo. To one jest też autorem pomysłu, żeby uchwyt był skórzany. Wcześniej myśleliśmy o włóknie węglowym, aluminium czy drewnie. Nasze myśli zawsze krążyły wokół materiałów z górnej półki.
Tak. Ale okazał się tak drogi w produkcji, że na razie ten pomysł został odłożony na półkę.
Jednak osoby, które miały go w rękach były zachwycone.
Przy wprowadzaniu na rynek każdego produktu najważniejsze są testy. Pokazały one, że choć klienci byli zachwyceni wyglądem drewnianych uchwytów, skórzane zdecydowanie wygrały ze względu na większą funkcjonalność.
Ogromny. Od początku zdawałem sobie sprawę, że działamy w Łodzi, która kiedyś miała pięknie rozwinięty przemysł, w której nadal znajdziesz mnóstwo świetnych rzemieślników. Tylko nie ma za bardzo pomysłu na to, co oni mogą robić. Dlatego tym ważniejsze było dla mnie skorzystanie z tej bazy.
Poszukiwania odpowiednich fachowców okazały się jednak trudne, bo wiele zawodów zanika, wiele zakładów zamknięto. Paradoksalnie, w latach 90. byłoby łatwiej wyprodukować Berrolię w Łodzi. Ale znalazłem kaletnika, znalazłem innych rzemieślników. To oni tworzą nasze uchwyty. Ręcznie. Bo to nie jest i nigdy nie będzie produkcja masowa.
W dalszym ciągu jesteśmy firmą rodzinną, ważne jest dla nas kontakt osobisty z wszystkimi rzemieślnikami, z wieloma z nich już się nawet przyjaźnimy.
Na różnych etapach w procesie bierze udział siedmiu-ośmiu rzemieślników. Jeden zajmuje się wyginaniem stali, inny jej hartowaniem, kolejny malowaniem, inny obszywa ją skórą.
W całą produkcję zaangażowanych jest łącznie kilkanaście osób. Jest ona dość długa. Uchwyt wędruje od zakładu do zakładu. W Polsce raczej nie ma firmy, która byłaby w stanie zrobić go w całości w jednym miejscu.
Kupowanie skóry. Przebieranie w różnych jej rodzajach, sprawdzanie jej faktury, grubości, rozciągliwości, koloru… To jest dla mnie ogromna przyjemność.
To prawda. Skupiamy się na Unii Europejskiej, nasze główne rynki zbytu to Niemcy i Francja. Chcemy zaatakować też rynek amerykański, szukamy tam dystrybutorów.
Na początku myślałem, że ze względu na cenę Berrolii, Polska w ogóle nie jest dla nas rynkiem. Ale potem okazało się, że i tutaj jest bardzo duże zainteresowanie. I zupełnie zmieniłem zdanie o polskim rynku. Jest naprawdę wiele ludzi, którzy chcą za ten produkt zapłacić. A jak zapłacą, to nie żałują. My prawie nie mamy zwrotów.
Tak to jest z produktami Apple. Jak ktoś ma telefon za 3-4 tysiące, to jest gotowy wydać większe pieniądze na porządne akcesoria, np. uchwyt samochodowy, jeśli w zamian dostanie produkt najwyższej jakości. A tak właśnie jest w naszym przypadku. Jesteśmy na półce akcesoriów premium, ale na pewno nie takich, których cena jest zaporowa.
Uchwytów samochodowych tej klasy nikt poza nami nie robi. Są inne dobre uchwyty, ale to ciągle zupełnie inna kategoria. Nie ma produktu, który łączyłby wszystkie cechy Berrolii – funkcjonalność, łatwość ładowania, najwyższej klasy materiały i wykonanie. Przede wszystkim nie ma tak ładnych uchwytów. Są ładne stacje dokujące, ale na biurko.
Niedawno byliśmy na targach IFA, badaliśmy rynek, sprawdziliśmy, czy pojawiły się już podobne produkty. Na razie wydaje się, że takich nie ma.
Zawsze pojawia się pokusa, żeby tworzyć kolejne produkty. Nie wykluczamy tego, ale na razie wolimy trzymać się jednej rzeczy, którą robimy dobrze. Nie rozdrabniać się.
Myśleliśmy już o takim produkcie, powstało nawet kilka prototypów z zamontowanymi modułami do ładowania indukcyjnego, ja sobie nawet kupiłem do tych testów jakiegoś Samsunga. Niestety mieliśmy bardzo złe doświadczenia – wystarczy, że telefon położy się o parę milimetrów za wysoko lub za nisko i już się nie ładuje. A nawet jeśli trafi się w odpowiednie miejsce, to ładowanie jest dramatycznie wolne. Często okazywało się, że przy włączonej nawigacji bilans energetyczny takiego “ładowania” był ujemny – telefon tracił więcej energii, niż otrzymywał. Nie było sensu.
Przy naszej filozofii – że wystarczy ładować telefon w samochodzie – ładowanie indukcyjne się nie sprawdza, bo jest za wolne.
Ale będziemy się przyglądać się temu, co wymyśliło Apple. Jeśli to coś lepszego niż dotychczasowe rozwiązania, to na pewno będziemy się zastanawiać, jak to wykorzystać.
Więcej ciekawych szczegółów, m.in. na temat procesu produkcji i użytych w materiałów, znajdziecie na oficjalnej stronie Berroli.
Możecie też przeczytać moją recenzję uchwytu.