Od kiedy pamiętam, moje postrzeganie małych głośników bezprzewodowych było takie, że są to urządzenia bez żadnego sensownego zastosowania. Może podobnie myślano w Sonosie, który, choć działa na rynku niemalże od dwóch dekad, zdecydował się zaprezentować głośnik tego segmentu dopiero teraz. Roam, czyli ich najnowsze dzieło, to dobrze brzmiący, upakowany technologią i naprawdę praktyczny głośnik, który zmienia moje nastawienie do tego typu urządzeń.
Przy pierwszym kontakcie z Roamem zaskoczyła mnie przede wszystkim estetyka opakowania i łatwość konfiguracji. Jeśli chodzi o zawartość, w pudełku poza głośnikiem znajdziemy jeszcze kabel USB-C, służący oczywiście do ładowania.
Choć Sonos mógłby się pokusić się o dołączenie pokrowca, w praktyce pewnie nie użyłbym go ani razu. Faktem jest, że głośnik świetnie leży w dłoni (jest bardzo „przyczepny”), a jego budowa nie wskazuje podatności na uszkodzenia.
Parowania ze smartfonem można dokonać natomiast z użyciem NFC, przykładając po prostu telefon do tylnej ścianki głośnika.
Niezwykle estetyczny i świetnie wykonany – w zasadzie w tych w słowach można zawrzeć moją opinię o budowie i designie Roama. Głośnik wygląda naprawdę minimalistycznie i nowocześnie. Występuje w dwóch wersjach kolorystycznych – Lunar White i Shadow Black. Ja do recenzji otrzymałem tę pierwszą.
Cały przód pokryty jest dziurkowaną osłoną przetworników, pod którą widoczne jest także konstrukcyjne wzmocnienie z motywem plastra miodu.
Pozostałe dwie główne ścianki to solidne w dotyku tworzywo sztuczne z nóżkami na dolnej z nich. Z tyłu, nieco poniżej ich złączenia, znajdziemy jeszcze port do ładowania i podłużny przycisk zasilający.
Boki wykonane są z gumy, co w praktyce powoduje, że Roam z powodzeniem może grać także w orientacji pionowej.
Co jednak ciekawe, obie gumowane powierzchnie mają swoje zastosowanie. Lewa strona to zestaw przycisków służących do obsługi głośnika. Wśród nich znajdziemy dwa do sterowania głośnością, przycisk Play/Pause oraz aktywację/dezaktywację mikrofonu.
Prawa strona kryje natomiast cewkę indukcyjną, która daje możliwość ładowania bezprzewodowego – za pomocą dowolnej ładowarki Qi lub przy użyciu magnetycznej ładowarki od Sonosa, specjalnie stworzonej dla tego głośnika.
Informacje o urządzeniu, takie jak połączenie Bluetooth, aktywacja mikrofonu, zasilanie czy aktywność urządzenia pokazują trzy diody LED. Jedna z nich umieszczona jest przy przycisku mikrofonu, natomiast dwie inne na przedniej ściance urządzenia.
Ze względu na tak dużą mobilność głośnika, jakim jest Roam, poza ogólną wytrzymałością konstrukcji warto pochylić się także nad odpornością na warunki atmosferyczne. I chociaż przed testami domyślałem się, że niewielkie ilości wody nie powinny stanowić problemu, to nie spodziewałem się, że w oficjalnych instrukcjach prasowych znajdę sugestię włożenia Roama do miski z wodą! Wydaje się więc, że producent jest bardzo pewny odporności na zalanie. W tym przypadku klasa wodoszczelności to IP67, co powoduje, że teoretycznie poza odpornością na wstrząsy jest on w pełni pyłoszczelny, a także odporny na zanurzenia w wodzie do jednego metra na 30 minut.
Jeśli chodzi o wydajność akumulatora – producent chwali się, że Roam jest w stanie zapewnić do 10 godzin nieprzerwanej pracy. I faktycznie – bateria jest znakomita. W zasadzie ani razu nie udało mi się go rozładować w ciągu jednego dnia. Poza wspomnianą wcześniej indukcją, Roama można ładować także z zasilacza lub powerbanka za pomocą USB-C, z mocą do 15 W.
Dodatkowy test baterii, który postanowiłem wykonać, opierał się na odtworzeniu dwóch płyt Metalliki przy maksymalnej głośności przez AirPlay. Mimo swoich niewielkich wymiarów Roam gra na tyle głośno, że musiałem włożyć go głęboko do szafy i przykryć stertą ubrań. Po niemalże trzech godzinach stracił około 50% baterii, a ja postanowiłem go dalej nie męczyć. W tym scenariuszu głośnik wytrzymałby około 6 godzin, jednak warto zaznaczyć, że nie miał swobodnej wentylacji (to ważne w kontekście poprawnego działania akumulatora) oraz grał maksymalnie głośno.
Myślę, że realne jest nawet przebicie przez Roama granict 10 godzin odsłuchu, co jest dla mnie fantastycznym wynikiem. Według oficjalnych danych, w trybie czuwania głośnik jest w stanie wytrzymać nawet 10 dni.
Jak dotąd jednak, niezależnie od sposobu połączenia, nigdzie poza oficjalną aplikacją Sonos (S2) nie udało mi się podejrzeć stanu naładowania Roama (na przykład w widgecie baterii iOS). Oczywiście przy tak dobrej baterii nie jest to bardzo istotne, ale i tak mam nadzieję, że jest to tylko kwestia aktualizacji. Podejrzewam, że technicznie jest to jak najbardziej osiągalne.
Sonos One SL i Sonos Roam
Silnym punktem Roama jest jego ogromna uniwersalność. Ten mały głośnik łączy się zarówno przez Bluetooth, jak i Wi-Fi. Powoduje to, że wykorzystując domową sieć, Roam współpracuje z innymi głośnikami z ekosystemu Sonosa, a po wyjściu ze strefy zasięgu Wi-Fi, łączy się ze znanym urządzeniem i kontynuuje odsłuch już przez Bluetooth (na marginesie: przy połączeniu Bluetooth nie zauważyłem opóźnienia dźwięku względem obrazu).
Będąc w temacie łączności, warto wspomnieć o nowej funkcji Sound Swap, która w bardzo wygodny sposób pozwala na przenoszenie muzyki między głośnikami Sonosa. W przypadku mojej konfiguracji, przy odtwarzaniu z Roama i długim przytrzymaniu przycisku Play/Pause na moim głośniku domowym (Sonos One SL), urządzenia grupują się i odtwarzają dźwięk razem. Jednak kiedy gra jedynie głośnik w moim pokoju (One SL) i w jego pobliżu przytrzymam przycisk Play/Pause w Roamie, muzyka natychmiast przetransferowana zostanie do niego. Muszę przyznać, że w praktyce działa to naprawdę dobrze.
Przy konfiguracji urządzenia warto zainstalować wspomnianą aplikację Sonos (S2), która pozwala na zarządzanie dźwiękiem i urządzeniami oraz ich ręczne grupowanie. Umożliwia także podłączenie asystenta Google lub Alexę do wygodniejszej obsługi odtwarzania.
Co ciekawie jednak, dzięki obsłudze AirPlay 2, Roama można grupować z urządzeniami innych producentów, które wspierają tę technologię lub łączyć z jakimikolwiek głośnikami podłączonymi na przykład do AirPort Express. Powoduje to, że pojedynczy, poręczny głośnik plenerowy, wewnątrz staje się elementem większej układanki.
Choć jak wspomniałem wcześniej, Roam potrafi być głośny, to podejrzewam, że nie będzie najgłośniejszym głośnikiem w tych wymiarach (choć warto dodać, że waży zaledwie 430 gramów i sprawia wrażenie jeszcze mniejszego, niż jest).
Jednak na szczęście nie ilość decybeli jest w dźwięku najważniejsza. Roam gra naprawdę fajnie. Z ulgą odetchnąć mogą Ci, których, tak jak mnie, drażnią przepełnione basem małe głośniki (choć gdyby komuś tego basu brakowało, to w aplikacji Sonosa dostępny jest equalizer). Brzmienie jest wyważone, a przetworniki są naprawdę dobrej jakości.
Ogólnie więc odsłuch, szczególnie z bliska, sprawia ogromną przyjemność. Dodatkowego smaczku dodaje funkcja Trueplay, która w tym modelu jest automatyczna i systematycznie stroi się sama co jakiś czas. Bazuje ona na tym, że wykorzystując wbudowany mikrofon, analizuje otoczenie i dopasowuje do niego brzmienie. W innych głośnikach Sonosa (jak wspomniany wcześniej One SL) potrzebowała ona strojenia poprzez przejście po całym pokoju ze smartfonem, wykorzystując jego mikrofon.
Finalnie głośnik zrobił na mnie naprawdę dobre wrażenie, ponieważ nie widzę w nim słabych stron. Gdybym miał przytoczyć jego największe zalety, to z pewnością byłby to zaskakująco długi czas pracy na baterii i brak obawy o kontakt z piachem czy wodą.
W cenie 799 zł dostajemy uniwersalne urządzenie na wiele okazji. Roam udowodnił mi, że kategoria małych głośników ma sens i nie tylko spełnia swoje nominalne przeznaczenie – grę poza domem, ale “po godzinach” bez przeszkód wpisze się w domowy system audio.
Więcej szczegółów na temat Sonos Roam znajdziesz na stronie producenta. Tam też można go już zamówić w przedsprzedaży.
PS Ładowanie bezprzewodowe głośnika to naprawdę świetna rzecz, na którą sam bym chyba nigdy nie wpadł…