Dear Santa Tim, nasze iPhone’y, iPady i Maki są już tak szybkie, cienkie i pełne “magicznych” i “rewolucyjnych” funkcji, że naprawdę nie potrzebujemy lepszych. Jony po pijaku zaprojektował piękny battery case, więc problem z baterią również uznajmy za rozwiązany. No i Netflix zawitał do Polski (w kolejnym liście wytłumaczę Ci gdzie to jest), więc i Apple TV w końcu do czegoś się przyda.
Dlatego w tym roku mam do Ciebie tylko jedną prośbę: chciałbym, aby Apple Watch stał się (w miarę) profesjonalnym zegarkiem treningowym.
Płakałem dwa dni i dwie noce po tym, gdy ogłosiłeś, że Apple Watch korzysta z GPS w iPhonie. Całe wieki czekałem na to, żeby w końcu móc wyjść poważnie pobiegać z zegarkiem z logo Twojej firmy, zostawiając iPhone’a w domu. Telefon nie czuł się dobrze pocąc się w naramiennym etui, nie lubił wiosennych deszczów, kiedy moje rzekomo wodoodporne etui okazywało się wyjątkowo wodochłonne. Boleśnie odczuł też kilka upadków, kiedy dla rozgrzewki postanowiłem zrobić kilka skłonów.
Tempa nie sprawdzę, bo cały czas przychodzą powiadomienia. No i ktoś zadzwoni zawsze akurat wtedy, kiedy robię ostatni sprint z tętnem powyżej 200 BPM.
I tak mam szczęście, że nie używam modeli Plus, bo wtedy to już lepiej byłoby chyba tradycyjnie dociążyć się starą oponą od Żuka.
Wiem, bateria… Ale co to dla Was! Przecież tak świetnie potraficie optymalizować soft, że Apple Watch 2 będzie działać dłużej nawet z prądożernym modułem GPS. A jeśli nie, to trudno: teraz zegarek ładuję raz na dwa dni, mogę ładować codziennie.
Dlatego proszę Cię, PLEASE, dodaj GPS do Apple Watch. No i dorzuć dobre oprogramowanie do monitorowania treningu, bo inne firmy jakoś średnio radzą sobie z aplikacjami na AW.
Z poważaniem,
yours sincerely,
Tomek
