th

Przejściówki i innowacja, czyli czego nie rozumieją krzykacze

Mówiłem już co o tym wszystkim myślę w ostatnim odcinku naszego podcastu, ale potem w sieci rozpętało się istne “przejściówkowe” piekło, zaskoczyły mnie reakcje wielu użytkowników, a zwłaszcza blogerów technologicznych, którzy powinni lepiej rozumieć działania Apple, więc dodam kilka słów w tym temacie.

W marketingu uczą, że jeden niezadowolony klient opowie o słych złych doświadczeniach z produktem średnio 12 osobom, a zadowolony – tylko czterem. Dlatego nie myślcie, że większość osób ma krytyczne zdanie na temat nowych MacBooków Pro i przejściówek – oni są po prostu bardziej słyszalni. Ci drudzy dali znać, co o tym wszystkim myślą w inny sposób – przyczyniając się do rekordowej sprzedaży nowych Maców.

Najpierw wyjaśnijmy jedną sprawę – co tak naprawdę musisz kupić i ile Cie to będzie kosztowało?

Robienie afery z tego, że do komputera wartego 10 tys. zł trzeba dokupić kilka przejściówek za 100 czy 200 zł jest po prostu śmieszne. A wymienianie np. przejściówki na Ethernet wśród “niezbędnych” każdemu użytkownikowi (w 2016 r.!) najlepiej w ogóle zostawić bez komentarza.

Sprawa jest prosta – są dwa scenariusze:

1) jesteś tzw. zwykłym użytkownikiem, nie potrzebujesz MacBooka Pro do zadań profesjonalnych, po prostu lubisz mieć najnowsze i najszybsze komputery i Cię na nie stać. Komputera używasz głównie do przeglądania internetu. O ile w ogóle będziesz potrzebować jakiejś przejściówki (i zakładając, że nie dokupiłeś jej już do swojego MacBooka 12″, którego masz od półtora roku), to będzie to adapter USB-C na klasyczne USB, które mają wszystkie sprzęty w Twoim domu. Taki adapter to koszt 99 zł (a po obniżce nawet 49 zł). Hej, właśnie kupiłeś komputer za co najmniej 7,5 tysiala, dodatkowe pięć dych czy nawet stówka chyba nie zrobi na Tobie wrażenia?

2) jesteś profesjonalistą, MacBook Pro to Twoje narzędzie pracy – masz więc komputer za około 10 tys. zł, monitor za kilka tysięcy, profesjonalny aparat lub kamerę za kolejnych kilka lub kilkanaście tysiali + masę innych akcesoriów. Czy do wartego kilkadziesiąt tysięcy sprzętu naprawdę nie możesz dokupić kilku przejściówek za 100 czy 200 zł? Lekką ręką wydajesz kilka tysięcy na dodanie do Maca nieco większego dysku czy trochę szybszego procesora. Potraktuj przejściówki jako część ceny komputera. To przecież inwestycja na wiele lat. Komputer służy Ci do pracy zawodowej, zwróci się szybko.

Apple obniżyło ceny przejściówek prawdopodobnie po to, żeby uspokoić trochę falę krytyki i pokazać, że zmuszenie nas do korzystania z adapterów nie jest po prostu kolejnym sposobem zarobienia na nas (co jest twierdzeniem wręcz absurdalnym). Ale moim zdaniem ta obniżka jeszcze bardziej udowadnia to, że cena przejściówek to sztucznie rozdmuchana afera: obniżenie cen niczego nie zmienia – decyzja o kupnie nowego MacBooka Pro za 10 tys. nie zależy od ceny przejściówek i nie ma znaczenia, czy będą one kosztowały 100 czy 200 zł (zwłaszcza, że większość użytkowników wybiera tańsze i często bardziej funkcjonalne adaptery innych producentów).

Sprawę ceny mamy więc załatwioną. Przejdźmy do rzeczy ważniejszych.

WYGODA

Nie, przejściówki nie są wygodne. Trzeba pamiętać, żeby zabrać je ze sobą. Sterczą, wystają, zwisają. Łatwo je zgubić. Lepiej byłoby nie musieć ich używać. Tu nie ma wątpliwości.

Ale przecież Apple nie wmawia Ci, że używanie adapterów jest cool. Może tego nie słyszysz, ale firma z Cupertino mówi do Ciebie tak: przejściówki to po prostu mniejsze zło niż tkwienie w przestarzałej technologii, musimy to znieść, jeśli chcemy iść naprzód.

“Naprzód?! Przecież to krok w tył!” – wykrzykniesz.

A właśnie, że naprzód.

INNOWACYJNOŚĆ

Jak słusznie zauważył Chuq Von Rospach, “żądamy od Apple innowacyjności, ale nie chcemy, żeby cokolwiek zmieniali”.

Czy zadałeś sobie pytanie “dlaczego Apple skazuje mnie na takie niewygody?”. Robią mi na złość? Oszaleli? Stracili kontakt z rzeczywistością? Chcą wkurzyć użytkowników? Dlaczego MI TO ROBIĄ?

Odpowiedź jest prosta: bo gdyby firmy technologiczne niczego nie zmieniały i nie skazywały Cię czasem na pewne niewygody, to Twój komputer wyglądałby dzisiaj tak:

Historia powinna nas czegoś uczyć.

Pamiętasz, ile było krzyku, gdy pojawił się pierwszy MacBook Air, bez napędu DVD i większości TAK POTRZEBNYCH CAŁEMU ŚWIATU PORTÓW (m.in. Ethernet)? Jeśli nie, to zapewniam Cię, że afera była znacznie grubsza, niż teraz. I jak się to wszystko skończyło? Tak, że po ostatniej konferencji Apple krzyczałeś “DLACZEGO NIE ODŚWIEŻYLI MOJEGO UKOCHANEGO AIR’A???”.

Historia z portami i innym komponentami, które Apple usuwało z kolejnych modeli swoich urządzeń jest długa i barwna. Zawsze spotykało się to z krytyką. Na firmę z Cupertino spadało gromy np. za usunięcie portu SCSI z iMaca, VGA, DVI i Firewire z MacBooka, czy “klasycznego” USB z 12-calowego MacBooka w 2015 r. Przed kilkoma dniami Phil Shiller przypomniał, że z dużą krytyką spotyka się po prostu każdy mowy produkt Apple, od wielu lat. Nic nowego.

Jeśli Apple systematycznie nie usuwałoby starych portów ze swoich komputerów, to dzisiaj, żeby podłączyć np. dysk zewnętrzny musiałbyś wkręcić kilka śrubek…

 

No to w końcu odpowiedzmy na pytanie – DLACZEGO?

Otóż Apple usuwa stare porty i skazuje nas na przejściówki bo chce, żebyśmy używali nowych, lepszych portów – USB-C/Thunderbolt 3.

Podczas konferencji firma poświęciła kilka minut na omówienie zalet portu Thunderbolt 3. Stworzyła nawet specjalną stronę, na której przybliża jego możliwości, czyli m.in. transfer danych z prędkością do 40 Gbps (4x szybciej niż USB 3.1), jednoczesne przesyłanie danych i ładowanie komputera, wsparcie nawet dla dwóch monitorów 4K/5K jednocześnie czy przesył prądu w dwie strony (za pomocą jednego kabla Mac może ładować inne urządzenie lub sam być ładowany).

I teraz najważniejsze – Apple robi to DLA CIEBIE.

Uwierz mi, Tim Cook nie potrzebuje tych portów. Potrzebują ich profesjonaliści, którym szybsze porty o większych możliwościach znacznie ułatwiają pracę. Ci profesjonaliści, którzy oczekują, że Apple z roku na rok będzie im dostarczać szybszy, bardziej wydajny sprzęt. Ci, którzy oczekują, że bycie w ekosystemie Apple zagwarantuje im dostęp do najnowszych i najlepszych technologii. Że dzięki używaniu sprzętu Apple nie zostaną w tyle i nie przyjdzie im jedynie obserwować, jak inne firmy adoptują coraz to nowe, lepsze standardy.

“No dobrze, zgoda, ale czy Apple trochę nie przesadza? Czy to wszystko nie dzieje się za szybko?” – zapytasz. “Mogliby zostawić chociaż jeden stary port USB”.

Nie. Przejście na nową generację portów nie może się niestety odbyć bez przejściówek – jeśli Apple, obok nowych portów, zostawiłoby choćby jedno klasyczne wejście USB-A, dalej używalibyśmy tylko tego portu – bo tak jest wygodniej. A skoro my używalibyśmy go dalej, producenci nadal produkowaliby akcesoria z USB-A, bo tak jest łatwiej i taniej. Zmiana by się nie dokonała.

No…, może, powoli, po kilku czy kilkunastu latach zaczęlibyśmy używać nowych portów. No właśnie, Apple zawsze było w awangardzie zmian. To firma, od której wymaga się innowacji i pchania naprzód wózka zwanego “nowymi technologiami”. Apple ma odpowiednią pozycję rynkową i – jak się okazuje – tylko oni mają ODWAGĘ, żeby wprowadzać niepopularne reformy.

Firmy, które teraz wprowadzają na rynek komputery zarówno z portami USB-C, jak i klasycznym USB mogą tak zrobić tylko dlatego, że ktoś inny odwala za nich czarną robotę i jest motorem zmiany. Ktoś inny ściąga na siebie całą krytykę.

Obiecuję Wam, że niedługo we wszystkich laptopach wszystkich innych firm zobaczycie tylko USB-C (i w żadnym smartfonie nie znajdziecie minijacka). I będzie to właśnie zasługa Apple.

Pomęczymy się chwilę z przejściówkami i niedługo będziemy używać akcesoriów z USB-C, nie będą nam potrzebne przejściówki. A za kilka lat będziemy się tylko uśmiechać na widok tych archaicznych portów USB-A.

No więc nie ma wyjścia, przejściówki są konieczne. Z dwojga złego – korzystanie z adapterów albo zostanie przy przestarzałym standardzie, Apple wybrało to pierwsze. Dla firmy z Cupertino był to oczywisty wybór, nie wahali sie z pewnością ani pół sekundy. Szkoda tylko, że tak wiele osób tego nie rozumie,  że wybraliby pozostanie przy starej technologii, jednoczęśnie krytykujac Apple za brak innowacyjności.

Kolejna sprawa – Apple nie zabrało Ci Twoich ulubionych portów z dnia na dzień. Firma zapoczątkowała zmianę w kierunku USB-C już półtora roku temu, wprowadzając na rynek MacBooka, wyposażonego tylko w taki właśnie port (i to jeden!). Użytkownicy mieli szanse wypróbować, jak żyje się z komputerem posiadającym tylko USB-C, producenci mieli czas na powolne przestawienie się na produkcję akcesoriów z USB-C, a profesjonaliści czas na przyzwyczajenie się do myśli, że zmiany pójdą właśnie w tym kierunku, i że następne Pro będą wyposażone tylko w takie porty (czyli np. przygotowując się powoli do zakupu nowego MBP mogli powstrzymać się z kupem nowych akceoriów ze starymi portami).

Dobrze, ustaliliśmy już, że wprowadzanie nowych portów ma sens – są szybsze i lepsze, a my chcemy, żeby nasze komputery były szybsze i lepsze.

Ale Apple twierdzi, że usuwa niektóre porty również dlatego, żeby jeszcse bardziej odchudzić komputer.

PO CO MI TO? – pienią się krzykacze. – Wolę większy i cięższy komputer, za to z lepszą baterią i z moimi wszystkimi portami!

Nie, nie wolisz.

Tutaj dochodzimy do kolejnej sprawy.

Apple (znowu) wie lepiej od Ciebie

Jeśli Apple zrobiłoby “komputer Twoich marzeń” – z wszystkimi starymi portami, których bronisz, większy i cięższy, ale z dłuższym życiem baterii – nie kupiłbyś go.

Idę o zakład – w takiej sytuacji wybrałbyś nowego, smukłego Pro, lżejszego i cieńszego od MacBooka Air, wyposażonego “jedynie” w 4 porty USB-C. Takiego wyboru dokona zdecydowana większość użytkowników. Zdecydowana większość malkontentów. Apple wie to od dawna.

Wygląd ma znaczenie – w końcu kupujesz produkty Apple również z powodu ich świetnego dizajnu (który z kolei przyczynia się do jeszcze wiekszej funkcjonalnosci).

Waga i rozmiar mają znaczenie – podróżujesz z komputerem (prywatnie i zawodowo), przenosisz go pomiędzy pokojami, lubisz trzymać go na kolanach siedząc wygodnie na kanapie, czasem używasz go w łóżku.

Użytkownicy pro też się przemieszczają – pomiędzy biurami klientów, pomiędzy miastami i krajami, w których przychodzi im pracować w zglobalizowanym świecie. Sesje fotograficzne czy kręcenie materiału wideo w terenie z koniecznością natychmiastowego podglądu rezultatów, często również obróbki na miejscu. Coraz mniej etatów, a więcej freelancerskiej pracy z domu, cooworkingu, często z kawiarni. Jesteśmy coraz bardziej mobilni, więc potrzebujemy coraz bardziej mobilnego sprzętu.

Krzyczysz, że nie chcesz już cieńszych iPhone’ów i MacBooków, ale jeśli inna firma zaprezentuje ultrabooka cieńszego niż Air, będziesz pierwszą osobą, która oświadczy – “Konkurencja właśnie zaorała Apple!”.

Zawsze tak jest – oburzasz się na “bezsensowny pęd Apple w kierunku odchudzania urządzeń”, a potem biegniesz do salonu i wybierzesz najładniejsze, najsmuklejsze z dostępnych urzadzeń.

Ale owszem, jest kilka osób, które wybrałaby większy i cięższy (i prawdopodobnie brzydszy) komputer w zamian za porty i większą baterię. Dochodzimy więc do ostatniej kwestii:

Nie jesteś na tym rynku sam

Pogódź się z tym – Apple nie produkuje komputerów tylko dla Ciebie. Nawet jeśli jesteś użytkownikiem pro i bardzo potrzebujesz danego portu, zapytaj siebie – jak wielu innym profesjonalistom ten port jest niezbędny? Być może większości, ale być może jedynie garstce osób. Bo może pozostali przerzucili się na inny standard albo przezli na wireless?

Przez pewien czas pracowałem jako fotograf i często musiałem podłączać do mojego Maca czytnik karty CompactFlash. Ale nie przyszło mi do głowy oburzać się, że mój komputer nie ma wejścia na takie karty, natomiast ma gniazdo karty SD, które nie było mi do niczego potrzebne. Choć wiele osób wokół mnie używało kart CF rozumiałem, że SD było wtedy po prostu popularniejszym formatem.

Phil Shiller poruszył ten temat w ostatnim wywiadzie. Jego słowa streścić można tak: jest wiele różnych standardów, nie możemy dodać do MacBooka Pro wszystkich istniejących portów. Każdy użytkownik ma inne potrzeby. A skoro tak, to dajmy mu wybór – oddajmy w jego ręce mobilny – cienki i lekki komputer, a użytkownik sam zadecyduje co do niego podłączyć (jeśli w ogóle potrzebuje coś do niego fizycznie podłączać, bo coraz więcej osób korzysta z akcesoriów bezprzewodowych).

Gdyby Apple miało tworzyć komputer na podstawie indywidualnych potrzeb każdego użytkownika, musiałoby stworzyć miliony różnych modeli (i kto lamentowałby wtedy, że niepotrzebnie rozdrabniają linię produktów…?).

Gdyby zaś miało stworzyć jeden model, który łączyłby w sobie oczekiwania wszystkich użytkowników, wyglądałby on tak, jak MacBook na zdjęciu tytułowym tego artykułu. A taki “demokratyczny iPhone” tak, jak ten na zdjęciu poniżej. Kupowałbyś?

Zgadzasz się? Masz całkowicie inne zdanie? Daj znać w komentarzach.

Albo porozmawiaj z autorem tekstu na Twitterze.

Przeczytaj też:

Zdjęcia: Wikipedia, Joy of Tech

Przejściówki i innowacja, czyli czego nie rozumieją krzykacze was last modified: listopad 6th, 2016 by Tomek Czech
Disqus Comments Loading...
SHARE
Opublikowane przez
Tomek Czech