Minął już ponad miesiąc, odkąd rozpocząłem test Androida i przesiadłem się w tym celu z iPhone’a na Samsunga Galaxy Note 8. Przez ponad cztery tygodnie, które spędziłem z Androidem przeżywałem huśtawkę nastrojów. Po początkowych trudnościach i kilku frustrujących dniach, Samsung oraz system Android coraz bardziej zaczęły mi odpowiadać. Niestety, po ponad dwóch tygodniach zaczęło mnie nużyć ciągłe grzebanie w ustawieniach i aplikacjach, by osiągnąć to, co na iOS przychodziło mi z łatwością. Jednak pod koniec testu moje zdanie znów uległo mocnej zmianie, dlatego podjąłem decyzję o przesunięciu publikacji mojego końcowego artykułu do czasu, aż nie dojdę ze swoimi przemyśleniami do ładu.
Udało mi się się to po kilkunastu dniach przerwy i powtórnej przesiadce na iPhone’a, dlatego uważam, że jestem gotów podzielić się z Wami moimi spostrzeżeniami.
Dla ułatwienia, podzieliłem ten tekst na kilka części, gdyż każdą z nich zamierzam podsumować osobno. Dlaczego? Ponieważ niektóre cechy samego telefonu jak i oprogramowania przypadły mi do gustu mniej lub bardziej i nie jestem w stanie napisać jednego, ogólnego podsumowania.
Wprawdzie mój test w głównej mierze miał skupiać się na systemie operacyjnym lecz uważam, że dla chociażby zwykłej przyzwoitości powinienem w kilkunastu zdaniach wypowiedzieć się o urządzeniu, na którym miałem okazję przeprowadzić swój eksperyment. Bo to właśnie Note 8 był w znacznym stopniu odpowiedzialny za bezproblemowe działanie Androida oraz za wrażenia płynące z użytkowania tego systemu.
Oczywiście nie mógłbym zacząć opisywać Note’a 8 od niczego innego, jak od jego genialnego wyświetlacza. Nie będę nawet próbował kryć się ze swoimi zachwytami. Od pierwszego, aż do ostatniego dnia moich testów nie mogłem przestać się zastanawiać, jak Samsungowi udało się zaprojektować tak genialny wyświetlacz. Ekran o rozdzielczości 1440 x 2960 px i rozmiarze 6,3 cala przez ponad cztery tygodnie powodował u mnie opad szczęki zawsze, gdy tylko na niego spoglądałem.
Oczywiście zaokrąglone krawędzie wyświetlacza nie każdemu przypadną do gustu, lecz na mnie nie wywarły one negatywnego wrażenia. Prawdę mówiąc nie bardzo wiem, czy byłbym w stanie znaleźć jakąkolwiek wadę tego ekranu poza tymi, które obarczają go technologicznie.
Rysik to rzecz, która wyróżnia to urządzenie z tłumu i definiuje całą serię telefonów z serii Galaxy Note. Przyznam się wam, że po początkowych zachwytach i nieludzko częstym używaniu tego gadżetu, po ponad dwóch tygodniach moja częstotliwość użytkowania rysika diametralnie zmalała. Ale nie zmienia to faktu, że korzystałem z niego codziennie i w niektórych sytuacja w dość znaczący sposób potrafił ułatwić mi życie. Wiem, że bez większego trudu znalazłbym wielu przeciwników rysików, uważam jednak, że lepiej jest mieć możliwość użycia tego gadżetu, niż być skazanym na jego brak.
Niezaprzeczalnie i niepodważalnie jest to najgorszy element całego urządzenia. Rażącym zaniedbaniem, które od razu rzuca się w oczy jest oczywiście brak drugiego głośnika. Pozostawienie nas tylko z jednym, w dodatku nie najlepiej umiejscowionym głośnikiem nie było dobrym posunięciem projektantów tego urządzenia. Choć do samej barwy dźwięku nie mogę się przyczepić. Głośnik gra czysto i nie zniekształca odtwarzanej muzyki nawet przy maksymalnie ustawionej głośności.
Zgodnie z moimi oczekiwaniami, po zeszłorocznej wpadce Samsung odrobił zadanie domowe. Bateria, która została wmontowana w urządzenie sprawuje się nadzwyczaj dobrze. Zwyczajowo zaczynałem swój dzień o godzinie 6.00 rano – dopiero o godzinie 19.00 akumulator prosił, by go doładować. Oczywiście wielu osobom będzie się wydawało, że jest to dość przeciętny wynik. Dlatego muszę zaznaczyć, że potrafię dość mocno eksploatować urządzenia, z których korzystam na co dzień. Warto również wspomnieć, że Samsung w standardzie dołącza do swojego urządzenia szybką ładowarkę oraz wspiera szybkie ładowanie bezprzewodowe.
Przed Samsungiem Note 8 nigdy wcześniej nie miałem okazji korzystać z czytnika linii papilarnych zamontowanym z tyłu urządzenia, w dodatku w tak dziwnym miejscu. Dlatego pierwsze dni były dla mnie bardzo ciężkie i próba przestawienia się na tylny skaner odcisków palca nie przyszedł mi z łatwością. Postanowiłem również sprawdzić, co mają do powiedzenia na ten temat moi koledzy z innych redakcji. Po przeczytaniu kilku recenzji zdałem sobie sprawę, że praktycznie każda osoba, która miała z nim styczność dłużej niż dwa tygodnie uważała, że jest to najgorzej umiejscowiony czytnik linii papilarnych w telefonach z Androidem.
Na szczęście Samsung oferuje jeszcze dwie metody autoryzacji użytkownika – poprzez skaner tęczówki oraz rozpoznawane twarzy. Na temat tej drugiej metody nie chciałbym się za bardzo rozpisywać, ponieważ jest to najmniej bezpieczna metoda zabezpieczenia tego telefonu i nikomu nie polecam jej aktywowania.
Natomiast skaner tęczówki oka to całkiem inna bajka. Oszukanie go nie należy do łatwych zadań, również jego używanie nie nastręcza wielu problemów. W nasłonecznionych i dobrze doświetlonych pomieszczeniach odblokowywanie telefonu za jego pomącą jest naprawdę błyskawiczne. Nieco inaczej sytuacja wygląda w nocy lub w źle doświetlonych pomieszczeniach. Odblokowywanie nie jest już tak szybkie, lecz nie trwa dłużej niż sekundę.
To co mi się jednak naprawdę podoba w rozwiązaniach Samsunga to to, że możemy korzystać z kilku metod autoryzacji użytkownika jednocześnie. W zimie, kiedy nosimy rękawiczki, możemy używać skanera tęczówki oka, zaś gdy ich nie nosimy nic nie stoi na przeszkodzie, by skorzystać z odcisku palca.
Z pewnością wiecie już, że moje umiejętności i wiedza fotograficzna są tak marne, że aż wstyd się przyznać. Ale jest pewna funkcja w Note 8, o której chciałbym wspomnieć, ponieważ nie spotkamy jej na iPhone. Mam na myśli możliwość dostosowania stopnia rozmycia tła tuż po zrobieniu zdjęcia. Chętnie zobaczyłbym podobną funkcjonalność w kolejnych telefonach z nadgryzionym jabłkiem.
Jako wieloletni fan marki Apple z przykrością muszę stwierdzić, że Note 8 (biorąc pod uwagę samo urządzenie) jest lepszym telefonem niż iPhone 8 Plus (choć zdaję sobie sprawę, że tegorocznym flagowcem Apple jest iPhone X). Jeśli miałbym opierać wybór swojego przyszłego telefonu tylko kryterium hardware’owe, to bez dwóch zdań wybrałbym Note’a.
Wpływ na taki obrót sprawy ma oczywiście wiele czynników. Pierwszym z nich jest wyświetlacz – większy OLEDowy ekran, wypełniający praktycznie cały przedni panel telefonu wywarł na mnie ogromne wrażenie. Drugim z powodów jest rysik, który moim zdaniem jest na prawdę przydatnym dodatkiem. Kolejnym argument przemawiający za Samsungiem jest obsługa kart pamięci. Podoba mi się również, że w urządzeniu zostało wmontowane USB typu C, które pozwala mi ładować telefon ładowarką od Macbooka oraz obsługa szybkiego ładowania bezprzewodowego.
Oczywiście wszystkie te rzeczy nie miałyby większego znaczenia, gdyby nie genialnie zaprojektowanie Note 8. Widać, że Samsung umie uczyć się na błędach i wyciągać z nich zaskakująco dobre wnioski. Telefony z serii Galaxy to już nie są te same plastikowe skrzypiące telefony z klapką, która odpadała przy każdej możliwej okazji. Dziś Samsung naprawdę nie ma się czego wstydzić.
Po opublikowaniu kilku tekstów z cyklu „Przesiadka na Androida”, takich jak „Pierwsze wrażenia” czy „Odpowiedniki aplikacji” powoli zacząłem dochodzić do wniosku, że praktycznie wszystkie usprawnienia, do których przyzwyczaiło mnie Apple, da się przenieść na platformę Android. Synchronizacja dokumentów, notatek, zdjęć czy nawet plików z Makiem, nie przysporzy nam większych problemów.
Pozostawała tylko jeszcze jedna kwestia, która nie dawała mi spokoju – synchronizacja powiadomień, smsów czy uniwersalny schowek „kopiuj/wklej”, który dobrze znamy z iOS. Jak się okazało, dla Androida to też żaden problem i dzięki aplikacji Pushbullet to, co wydawało mi się niemożliwe, było na wyciągnięcie ręki. Niedługo po tym, jak oddałem Note’a i wróciłem do iPhone’a, jeden z moich znajomych powiedział mi, że można również zsynchronizować połączenia telefoniczne i używać ich tak jak robimy to na Maku. Dlatego mogę z całą stanowczością stwierdzić, że praktycznie większość funkcji, z których słynie Apple, da się przenieść 1 do 1 na Androida.
Jednak nie ma róży bez kolców i by przenieść cały nasz workflow z platformy Apple na Androida, musimy użyć do tego kilkunastu różnych programów i wydać całkiem pokaźną sumkę. By nie być gołosłownym, podam Wam parę przykładów aplikacji, bez których nie potrafiłabym się obejść używając zielonego robocika:
Oczywiście koszty znacznie idą w górę, jeśli weźmiemy pod uwagę brak niektórych aplikacji w sklepie Google Play i chęć znalezienia ich odpowiedników. Przykładowo: na iOS używam moim zdaniem najlepszej aplikacji do zarządzania zadaniami – Things 3. Jej brak na Androidzie zmusił mnie do używania (drugiej w mojej prywatnej liście świetnych aplikacji) programu Nozbe, za który niestety muszę uiszczać opłaty miesięczne lub roczne.
Jednak nie koszty są tutaj najważniejsze, czy nawet efekt końcowy, bo w praktyce niewiele będzie się on różnił do tego, który znamy z platformy Apple. Oczywiście zmiana przyzwyczajeń nastręczy nam z pewnością wielu frustrujących rozczarowań, lecz najważniejsze jest to, jak uzyskamy ten sam efekt. Apple przyzwyczaiło mnie do tego, że wszystkie z tych usług oferuje mi wewnątrz swojej platformy. Na Androidzie muszę używać do tego wielu różnych aplikacji, które nie zawsze działają tak jak powinny. Dodatkową kwestią jest moje bezpieczeństwo. Przykładowo – kto będzie pamiętał, aby w aplikacji Pushbullet na Androidzie włączyć szyfrowanie danych?
Wprawdzie efekt końcowy połączenia Androida z Makiem jest bardzo podobny do tego, który dobrze znamy z platformy iOS, to przenigdy nie porzuciłbym iPhone’a na rzecz Samsunga. Jeśli miałbym brać pod uwagę tylko ten aspekt, pozostałbym z tym urządzeniem, z którego korzystam na co dzień, czyli z iPhonem 8 Plus. Bo wydaję mi się, że jestem już na takim etapie życiowym, w którym poszukuję sprawdzonych rozwiązań, którym nie muszę poświęcać zbyt wiele uwagi.
Podejrzewam, że bardzo dobrze zrozumieją mnie osoby, dla których każda zaoszczędzona godzina jest na wagę złota. Spróbujcie w mój piętnastogodzinny grafik codziennych zajęć, wcisnąć jeszcze kilka chwil, które będę musiał poświęcić na obsługę Androida.
Przeczytaj też: AirMessage – wiadomości iMessage na Androidzie
Dopiero w tym miejscu zaczyna robić się naprawdę ciekawie. Ponieważ to, co reprezentują sobą dwie opisywane przeze mnie firmy, różnią się od siebie diametralnie. Chyba dla nikogo nie jest tajemnicą, że Apple w szczególności stawia na bezpieczeństwo naszych danych i łatwość obsługi. Android zaś daje nam więcej wolności, ale odbywa się to kosztem naszego bezpieczeństwa i wygody użytkowania. Dlatego początkowe założenia obu firm mają tak wielki rozdźwięk w efekcie końcowym.
W pierwszym tygodniu użytkowaniu Androida nie mogłem się oprzeć wrażeniu, że w niektórych sytuacjach przypomina on bardziej okrojony system operacyjny z pełnoprawnych komputerów niż system mobilny. Za taki stan rzeczy w głównej mierze odpowiedzialny jest Samsung i jego nakładka systemowa Samsung Experience. Jednym z jej ciekawszych usprawnień jest mobilny schowek, który przechowuje w pamięci wszystko, co skopiujemy. Przypomina on bardzo dobrze znany mi program Paste lub jedną z funkcji Alfreda dostępnych na Maka. Kolejnym ciekawym pomysłem jest możliwość transformacji aplikacji do formy okienka, które pozostaje zawsze na wierzchu ekranu.
Bardzo przydatną rzeczą okazała się również możliwość zminimalizowania aplikacji do formy dymka, który umożliwia nam szybszy dostęp do niektórych programów. Jednak to, co mnie na prawdę zszokowało, to większa kontrola aplikacji pracujących w tle – mogę na przykład wskazać program, który zawsze będzie pracować w tle i nigdy nie zostanie zamrożony.
Różnic pomiędzy tym, na co pozwala Android, a iOS nie, jest tak wiele, że można by tak wymieniać w nieskończoność. Chociażby NFC, którego w iPhone używamy tylko do parowania słuchawek Bluetooth i płacenia poprzez Apple Pay, w Androidzie można zaprząc do zupełnie innych zadań.
Kolejna ciekawostką jest różnica w podejściu do tak dobrze znanej nam technologi Bluetooth. Chociaż obydwie firmy korzystają w tegorocznych modelach z identycznego standardu Bluetooth 5.0, u Samsunga mamy możliwość przesyłu dźwięku do dwóch różnych odbiorników jednocześnie. Oczywiście przed włączeniem tej funkcji otrzymujemy informację, że dźwięk może ulec nieznacznemu pogorszeniu, ale szczerze mówiąc nie udało mi się tego doświadczyć.
Ostatnia funkcja, na którą chciałbym zwrócić waszą szczególną uwagę, pozwala na duplikowanie aplikacji takich jak Facebook czy Messenger. Jeśli korzystacie z wielu kont w tych serwisach, z pewnością przypadnie Wam ona do gustu.
Choć Apple wydaję się tu być na straconej pozycji, to jest pewien aspekt, który przyćmiewa tą całą mityczną otwartość Androida. Oczywiście jest to bezpieczeństwo i poszanowanie naszej prywatności. Jeśli przyjrzycie się zielonemu robocikowi z bliska i zaczniemy dociekać jak to wszystko jest pod spodem realizowane, z pewnością złapiecie się za głowę i powiecie – what the fuck?!
Dobrym przykładem jest tutaj rozpoznawanie zdjęć, które dostępne jest na obu platformach. Google skanuje wszystkie nasze fotografie za pomocą swoich serwerów oraz sztucznej inteligencji. Apple zaś robi to lokalnie na naszych urządzeniach za pomocą naszego procesora. Jeśli ciągle nie rozumiecie, o co tak naprawdę mi chodzi i dlaczego czepiam się Androida, to pragnę przypomnieć, że Google jest największą agencją reklamową świata. Teraz zastanówcie się, do czego może wykorzystywać Wasze dane osobiste.
Ale odstawmy na bok wszystkie moje paranoje i skupmy się na zaletach iOS, bo przecież tak naprawdę nikt mnie nie zmusza, by korzystać z jakiejkolwiek aplikacji od Google.
Pierwszą rzeczą, która przychodzi mi do głowy i uważam, że mogłaby z powodzeniem odbić piłeczkę w stronę Androida jest funkcja 3D Touch. Choć ta technologia dostępna jest już w niektórych telefonach z zielonym robocikiem, to jeszcze nigdzie nie została tak dobrze wykorzystana jak na platformie Apple. Choć przed przesiadką na Androida wydawało mi się, że będę w stanie się bez niej obejść, dziś wiem, że jest to prawie niemożliwe.
Kolejną rzeczą, której próżno szukać na Androidzie jest komunikator iMessage, którym możemy przesłać dosłownie wszystko.
Mógłbym podawać Wam nieskończenie wiele przykładów, w których stwierdzałbym, że jeden system jest lepszy od drugiego, ale zaczynam dochodzić do wniosku, że nie ma to większego sensu. Ponieważ Android i iOS pod względem funkcjonalności są już tak bardzo zbliżone do siebie, że po prostu szkoda mojego i Waszego czasu na takie rozważania.
W głównej mierze Wasz i mój wybór będzie opierał się na własnych przyzwyczajeniach i przekonaniach. Androida wybierzmy, jeśli będziemy chcieli telefon spersonalizować bardziej pod indywidualne potrzeby. Apple zaś przypadnie do gustu osobom, które cenią sobie łatwość obsługi i większe bezpieczeństwo. Jeśli koniecznie chcielibyście usłyszeć ode mnie, po której ze stron opowiadam się tym razem, to z ręką na sercu powiem Wam, że nie mam pojęcia.
Przyznam się bez bicia, że podczas mojego testu nachodziły mnie mimowolne myśli, żeby przenieść się (przynajmniej na jakiś czas) na platformę Google’a. Jednak po powrocie do sytemu iOS i ponad dwóch tygodniach przemyśleń postanowiłem nie brnąć w to dalej. Powodów było kilka, ale jest jeden, który góruje na wszystkimi innymi – mam na myśli to, że Apple ma pod swoją kontrolą hardware jak i software.
Wydawać by się mogło, że nie ma to praktycznie żadnego znaczenia, ale w gruncie rzeczy daje to firmie Cupertino ogromną przewagę nad konkurencją, która z czasem będzie się tylko powiększać. Dopóki się to nie zmieni, takie firmy jak Samsung mogą zapomnieć o wdrażaniu innowacji na masową skalę.
Poprzednie teksty z cyklu “Testujemy Androida”:
Podłącz się do nas na Twitterze lub Facebooku żeby nie przegapić żadnych informacji ze świata Apple.