Recenzja: Philips 349P – zakrzywiony, panoramiczny, 34-calowy monitor, który zwiększył wydajność mojej pracy

Dawid Olczak   10 marca 2019

Mówi się, że ludzie którzy pracują na MacBookach szukają wolności, niezależności czy szeroko rozumianej mobilności. Dobrym przykładem mogą być tu również osoby, które porzuciły pracę na laptopach na rzecz tabletów. Chcemy czuć się wolni, pracować w miejscach, które tylko pozornie się do tego nie nadają, by tworzyć i rozwijać się. Jedną z takich osób jest nasz „naczelny” Tomek Czech, który od jakiegoś czasu pracuje głównie na iPadzie Pro. Sam blisko rok temu dołączyłem do grona freelancerów i wiem, jak ważne są dla mnie zalety takiego stylu pracy.

Jednak bycie freelancerem, choć otwiera przed nami nowe możliwości i pozwala na większą swobodę niż praca w korporacji, to w pewnych sytuacjach wymaga jednak od nas również bardziej stacjonarnego trybu pracy. MacBook sprawdza się znakomicie w wielu miejscach (w kawiarni, coworkingu, na kanapie czy na ławce w parku), ale kiedy pracujemy stacjonarnie w domu lub w biurze, zaczyna nam czegoś brakować.

Dlatego już jakiś czas temu zdecydowałem się przetestować zewnętrzny monitor. Jednak, jak pewnie się domyślanie, nie był to zwykły i nudny produkt, jakich wiele na rynku.

Czy to recenzja, pierwsze wrażenia, czy może jeszcze coś innego…?

Nie chcę tu nikogo oszukiwać czy próbować zakrzywiać rzeczywistość. Nigdy nie byłem i pewnie nigdy nie będę ekspertem czy świetnym znawcą monitorów. Dlatego nawet nie będę się wysilał i próbował napisać pseudo eksperckiej recenzji, ponieważ nie byłoby to w porządku wobec Was.

Chciałbym jednak opowiedzieć Wam o tym, co dla mnie było ważne, kiedy decydowałem się na taki, a nie inny monitor. Moim priorytetem wcale nie była wysoka rozdzielczość, najlepsze odwzorowanie barw czy mnogość funkcji. Szukałem raczej monitora, który pozwoli mi obsłużyć kilka okien w jednym widoku oraz, co bardzo ważne, umożliwi mi podłączenie zasialania, obrazu i dźwięku za pomocą jednego przewodu. Chciałem również przekonać się na własnej skórze czy panoramiczny, zakrzywiony monitor w ogóle ma sens, czy może to raczej zbędny bajer.

Poznajcie Philips 349P – potężny 34-calowy panoramiczny monitor z zakrzywionym ekranem

Pewnie wyobrażacie sobie moje zdumienie i początkową dezorientacje, gdy podłączyłem mojego 13-calowego MacBooka Pro, na którym dotychczas pracowałem, do 34-calowego monitora Philipsa. Proporcje ekranu 21:9 przy rozdzielczość 3440 x 1440 pikseli oraz zakrzywiony ekran zrobiły na mnie naprawdę piorunujące wrażenie.

Wrażenie zrobiły na mnie też jego rozmiary…

Monitor Philipsa to nie malutki i niewinny kotek do przytulania, lecz naprawdę ogromne bydle, które zajmuje aż 86,36 cm (szerokość) przestrzeni biurka, a to całkiem sporo. Dodatkowo, urządzenie optycznie nie jest zbyt małe, przez co potęguje wrażenie, że mamy przed sobą naprawdę kawał masywnego sprzętu.

Oczywiście, patrząc na monitor z „właściwej strony”, czyli od frontu, efekt „masywności” znika i zastępuje go miłe i przyjemne uczucie „otulenia” przez wykrzywiony ekran. Zwłaszcza, że obramowanie monitora jest naprawdę niewielkie i odnosi się wrażenie, jakby go w ogóle nie było.

Bardzo dużym plusem testowanego przeze mnie w monitora Philipsa jest możliwość dostosowania konta nachylenia wyświetlacza oraz jego wysokości. Monitor możemy również bez większego problemu obrócić w prawym lub lewym kierunku, dzięki czemu możemy bardzo łatwo i wygodnie dostosować go pod swoje upodobania.

Wspominam o tym, ponieważ sam bardzo często korzystałem z tego udogodnienia i raz pochylałem się nad monitorem, by później podnieś ekran maksymalnie do góry i patrzeć na niego od dołu. Wiem, że może dziwnie to brzmi, ale nie mogę zbyt długo pracować w jednej pozycji, wiec zazwyczaj zmieniam ją średnio kilka razy w ciągu dnia.

USB-C PD: jeden kabel zamiast wielu przewodów

Jak wszyscy dobrze wiemy, w 2016 roku, prezentując nowe MacBooki Pro, Apple oznajmiło nam, że od dziś jedynym słusznym złączem jest USB-C/Thunderbolt. Czy jest to dobra decyzja, czy zła, musicie ocenić sami. Jednak co by nie mówić, jest to bardzo wygodne rozwiązanie, o ile wyposaży się w sprzęt, który potrafi wykorzystać jego możliwości.

Takim urządzeniem jest właśnie Philips 349P, który pozwala nam za pomocą jednego przewodu przesyłać obraz i dźwięk. Urządzenie potrafi również zasilić naszego MacBooka z mocą do 60W. Co bardzo ważne, monitor posiada także trzy wbudowane porty USB 3.0, więc możemy podpiąć do niego np. dyski zewnętrze i korzystać z niego jak z huba. Z dodatkowych złączy znajdziemy tu również, HDMI 2.0, DisplayPort 1.2 oraz port minijack.

Philips 349P: wbudowane głośniki

Zdaje sobie sprawę, że dla wielu z Was kierowanie się podczas zakupu monitora jakością wbudowanych głośników najprawdopodobniej mija się z celem. Oczywiście dla mnie również nie był to (i pewnie nigdy nie będzie) priorytet, ale muszę przyznać, że Philips bardzo pozytywnie zaskoczył mnie w tej kwestii.

Dwa małe 5-watowe głośniki wbudowane w monitor radzą sobie naprawdę całkiem znośnie. Bas jest (jak na monitor) głęboki i dobrze wyczuwalny, nie mogę również złego słowa powiedzieć o samej charakterystyce dźwięku.

Oczywiście, pamietajmy, że cudów tu nie znajdziemy, ale kupując to urządzenie i wykorzystując je okazjonalnie do słuchania muzyki, oglądani filmów czy gier, na pewno się nie zawiedziemy. Jestem również w stanie uwierzyć, że wiele osób nie będzie do niego podłączać żadnego zewnetrznego nagłośnienia.

Philips 349P: ekran

No i dotarliśmy do kwestii, w której jestem sporym ignorantem, czyli do jakości wyświetlanego obrazu. Więc, o ile widzę różnice między 4K, a mniejszą rozdzielczością i jestem w stanie stwierdzić, że odświeżanie na poziomie 100Hz i wyżej jest zbawienne dla naszej wygody i przyjemności używania monitora, o tyle takie pojęcia, jak technologia Ultra Wide-Color w odniesieniu do standardów oferowanych przez innych producentów, szczerze mówiąc, niewiele mi mówi.

Mogę jedynie subiektywnie i bardzo szczerze stwierdzić, że ekran w moim MacBooku Pro 2016 jest lepszej jakości. Prawdę mówiąc, kilka dni zajęło mi przyzwyczajenie się do jakości wyświetlanego obrazu przez monitora Philipsa.

Chociaż nie ukrywam, że pokochałem tryb Tryb LowBlue, którego zadniem jest zmniejszenie emisji szkodliwego promieniowania niebieskiego. Dzięki temu, pod koniec dnia pracy nie mialem wrażenia, że w moich oczach znajduje się tona piasku.

Jednak naprawdę nie chciałbym, żebyście mocno sugerowali się w tej akurat kwestii moim zdaniem, gdyż nie jestem ekspertem w tej dziedzinie.

Jednak mogę co nieco powiedzieć o podniesieniu mojej wydajności oraz o ogromnym komforcie pracy na tym monitorze.

Praca na dwóch, a nawet trzech otwartych przeglądarkach uruchomionych na jednym biurku to naprawdę wspaniałe doświadczenie. Standardowo, na moim MacBooku mam wypełnionych do dziesięciu biurek i czasem zdarza mi się, że muszę tworzyć kolejne. Całe szczęście, że całkiem sprawnie posługuję się skrótami klawiaturowymi, bo od ciągłego przewijania ekranu za pomocą gładzika chyba bym oszalał. Jednak na monitorze Philipsa to całkiem inna bajka. Wszystkie potrzebne mi do pracy narzędzia spokojnie mieszczę na trzech, czterech biurkach.

W tym miejscu muszę bardzo wyraźnie podkreślić, że praca na tak szerokim monitorze naprawdę jest zbawienna dla naszej wydajności. Nie wiem, czy da się to podać w bardzo precyzyjnych i konkretnych liczbach. Jednak jeżeli nasza praca wymaga od nas wykonywania kilku czynności jednocześnie, a do tej pory używaliśmy małego, 13-calowego wyświetlacza, to jestem pewien, że jesteśmy w stanie oszczędzić spokojnie godzinę dziennie.

Praca, czy może też rozrywka?

Od razu na wstępnie chciałbym zaznaczyć, że wydajność mojego MacBooka Pro, na którego wyłożyłem notabene 10.000 zł, nie pozwala mi zagrać nawet w Diablo 3 w jakiejś sensownej konfiguracji. Więc o jakichkolwiek próbach sprawdzenia możliwości monitora podczas grania mogłem zapomnieć. Jednak Netflix w połączeniu z Chromcast Ultra podpiętym do złącza HDMI monitora, to zupełnie co innego.

Początkowo bałem się, że wygięty i tak szeroki ekran w połączeniu z niewielką odległością, którą zwykle zajmujemy pracując przy biurku, będzie przeszkadzać. Jednak bardzo szybko okazało się, że jest wręcz odwrotnie. Oglądając jakiekolwiek wideo, odnosimy wrażenie, że znajdujemy się w samym centum akcji i powiem szczerze, że wolę oglądać filmy na monitorze, niż na moim 50-calowym telewizorze.

Trochę o specyfikacji technicznej

  • Typ panelu LCD – MVA
  • Typ wyświetlacza System – W-LED
  • Rozmiar panelu – 86,36 cm (34″)
  • Powłoka ekranu – Przeciwodblaskowa, Haze 25%
  • Gama kolorów – (typowa) NTSC 99,8%*, sRGB 117,3%*
  • Część widoczna ekranu – 797,22 (w poziomie) × 333,72 (w pionie) — przy krzywiźnie 1800 R*
  • Format obrazu – 21:9
  • Maks. rozdzielczość – 3440 x 1440 przy 100 Hz*
  • Gęstość pikseli – 109,68 PPI
  • Czas reakcji – (standardowy) 4 ms (szarości)*
  • Jasność 300 cd/m²
  • Współczynnik kontrastu (typowy) – 3000:1
  • SmartContrast – 100 000 000:1
  • Rozmiar plamki – 0,232 x 0,232 mm
  • Kąt widzenia – 178º (poz.) / 178º (pion.) przy C/R > 10
  • Bez efektu migotania – Tak
  • Funkcje poprawy obrazu – SmartImage
  • Kolory wyświetlacza – 16,7 M
  • Częstotliwość odświeżania – 30–160 kHz (poz.) / 40–102 Hz (pion) (DisplayPort, USB-C), 23–102 Hz (pion.) (HDMI)
  • sRGB – Tak
  • Tryb LowBlue – Tak

Podsumowanie

Zdaję sobie sprawę, że mój tekst pewnie niewiele powiedział Wam o samej specyfice sprzętu i przez to nie możecie porównać go do konkurencyjnych rozwiązań. Lecz nie taki też bym mój zamysł. Chciałem przekonać się na własnej skórze, czy panoramiczne, wygięte wyświetlacze o dużych przekątnych ekranu w ogóle mają sens.

I, jak się okazało, taki ekran to nie żaden kaprys, czy chwilowa moda, lecz realna i wymierna korzyść, którą bardzo szybko doceniłem.

Więcej o testowanym przeze mnie monitorze dowiesz się na stronie Philipsa.

Dawid Olczak

Użytkownik sprzętów z nadgryzionym jabłkiem od 2010 roku.

Podłącz się do nas na Twitterze lub Facebooku, żeby nie przegapić żadnych informacji ze świata Apple.

Poprzedni post:

Następny post: