Apple dąży do usunięcia wszelkich portów z iPhone’a. Jest to nieuchronna przyszłość. Co ciekawe, usunięcie portów wcale nie oznacza, że do iPhone’a nie podłączymy żadnego przewodu, co pokazuje nowy patent przyznany właśnie Apple.
Obecne iPhone’y, podobnie jak starsze modele ( od iPhone’a 5 w górę), wyposażone są w port Lightning, który zasadniczo pełni dwie, no może trzy główne funkcje.
Po pierwsze, służy do ładowania iPhone’a, choć powoli funkcjonalność tę przejmują ładowarki bezprzewodowe.
Po drugie, służy do przesyłu danych, np. do komputera, na dysk zewnętrzny, z karty pamięci, czy też do telewizora.
Po trzecie, daje możliwość podłączenia słuchawek, choć i w tym wypadku coraz częściej używamy bezprzewodowych zestawów słuchawkowych.
Gdyby nie drugi z powyższych powodów, pewnie już jakiś czas temu Apple zrezygnowałoby z portu w iPhonie, podobnie jak kiedyś zrezygnowało ze stacji dyskietek czy napędu CD/DVD.
Ładowanie nie jest przeszkodą, już przecież mamy naprawdę wydajne ładowarki bezprzewodowe, które są zresztą znacznie wygodniejsze niż połączenie kablowe.
Słuchawki również nie stanową problemu, mamy przecie bezprzewodowe AirPodsy, Beatsy i wiele innych modeli słuchawek bez kabli.
Problemem jest przesył danych – bo o ile z komputerem możemy iPhone’a połączyć bezprzewodowo (choć do pierwszej synchronizacji z iTunes i tak potrzebne jest połączenie kablowe), to już z karty pamięci czy dysku zewnętrznego danych nie prześlemy bez kabla, przynajmniej nie bez udziału komputera. Port Lightning służy też jako port diagnostyczny.
Problem braku portu ma rozwiązać nowy patent Apple, który opisuje sposób przesyłania danych za pośrednictwem fal elektromagnetycznych, które przechodzą do urządzenia przez kabel, którego jednak nie trzeba łączyć z żadnym portem.
Brzmi zawile? Już tłumaczę. W dużym uproszczeniu wyglądałoby to w sposób następujący: iPhone nie posiadałby fizycznego portu, natomiast wewnątrz obudowy, w miejscu, gdzie obecnie znajduje się wejście Lightning, znajdowałby się odbiornik i nadajnik milimetrowych fal bezprzewodowych.
Do obudowy przykładalibyśmy specjalny przewód, który „przyklejałby się” do niej za pomocą magnesów umieszczonych w końcówce.
Urządzenie wykrywałoby ułożenie przewodu, a specjalny falowód odpowiadałby za prowadzenie fal bezprzewodowych po odpowiednim torze, przez ściankę obudowy.
Mikrofale o milimetrowych częstotliwościach normalnie są trudne do okiełznania, bo mocno rozpraszają się w atmosferze. Dzięki falowodowi zostałyby ukierunkowane wprost do przewodu, co finalnie pozwoliłoby na bardzo szybki przesył danych, niemal równy typowemu połączeniu kablowemu.
Jedną z zalet pozbycia się portu w iPhonie jest uczynienie go prawdziwie wodo- i pyłoodpornym.
Obecnie iPhone’y XS i XS Max posiadają klasę wodoodporności IP68, natomiast iPhone XR – IP67. Oznacza to, że wszystkie trzy modele są w stanie wytrzymać pewien czas pod wodą (pisałem o tym nieco szerzej tutaj), ale nie mogą zostać swobodnie zanurzone w wodzie na niekreślony czas.
Eliminacja portu Lightning pozwoliłaby wyeliminować największy z otworów w obudowie iPhone’a. Pozostałyby jedynie głośniki i mikrofony, a te już mają odpowiednie zabezpieczenia przed niepożądanym działanie wody. Moglibyśmy więc spokojnie nurkować z iPhonem i robić podwodne zdjęcia nie martwiąc się o uszkodzenie smartfonu.