Projekt koncepcyjny Apple Store Łódź; © AP KWADRAT
Jak nie Niemiec nas chwytał za gardło, to Rusek. A jak już z żelaznego uścisku Moskwy się wyswobodziliśmy, to na zza węgła wyskoczył Tim Cook – Polakowi w twarz splunął, Polakiem wzgardził, Polaka upokorzył, Polakiem pomiata, Polaka w dupie ma.
Siedzi na złotym tronie w pałacu w Cupertino i dzień i noc knuje, jak by tę Polską jeszcze głębiej w dupie upchnąć.
Nie ma polskiej Siri? Traktują nas jak kraj Trzeciego Świata!
Pomiędzy Bałtykiem a Tatrami nie stanął jeszcze Apple Store? Skandal!
Nie możemy zapłacić Apple Pay za kebaba? Hańba!
Wszystko to jeden wielki spisek kalifornijskich lewaków! Łotrostwo, zniewaga i dyshonor!
A Mickiewicz uśmiecha się do nas z zaświatów. Po blisko 200 latach od napisania „Dziadów”, cały czas świetnie ma się nad Wisłą jego idea „Polska – Chrystusem narodów”: wizja Polski ciemiężonej, Polski skrzywdzonej, Polski cierpiącej za miliony. Polaka umęczonego przez obce narody, Polaka niesprawiedliwie potraktowanego.
Według Mickiewicza, to cierpienie miało mieć jednak sens i – jak śmierć Chrystusa – przynieść odkupienie. Coraz bardziej przekonuję się jednak, że w Polakach takie myślenie tkwi chyba za głęboko, że stało się jedną z charakterystycznych cech naszej tożsamości i nie przyniesie niczego, poza wiecznym rozgoryczeniem.
Bo naprawdę trudno mi inaczej wytłumaczyć odwieczne narzekanie na rzekome złe traktowanie Polski przez Apple, niż głęboko zakorzenionym w Polaku poczuciem niesprawiedliwości i krzywdy dziejowej.
„Polakowi zawsze wiatr w oczy!” – powiedział Kowalski rozgoryczony brakiem Siri w kolejnej wersji iOS, po czym szybko przeskrolował na swoim najnowszym iPhonie wiadomości o zatonięciu łodzi wiozącej 500 uchodźców i kolejnych dziesiątek ofiar w bombardowaniach Aleppo.
No bo spróbujmy podejść do sprawy rzeczowo: czy naprawdę myślimy, że w jednej z największych firm na świecie decyzje podejmowane są w oparciu o sympatie bądź antypatie do wybranych krajów czy narodów? Czy naprawdę wyobrażamy sobie, że zarząd firmy z Cupertino to grupa sfrustrowanych ksenofobów, którzy kierują się resentymentami i chęcią upokorzenia kogokolwiek? Że obrazili się na Polskę? Że ją lekceważą?
Czy raczej jest tak, że Apple to poważna, globalna firma, której działania opierają się na chłodnej, biznesowej kalkulacji oraz na rzeczowej ocenie swoich realnych możliwości – zarówno technologicznych, jak i tych dotyczących zasobów ludzkich?
Zacznijmy od kwestii priorytetów i opłacalności przedsięwzięcia. Dobrze wiemy, że – mówiąc delikatnie – Polska nie jest jednym z najważniejszych rynków dla Apple. Firma z Cupertino nie podaje danych dotyczących sprzedaży swoich produktów z podziałem na kraje, ale wiemy, że w całej Europie sprzedaje się mniej urządzeń i serwisów Apple, niż w na rynku amerykańskim (obie Ameryki) i chińskim. A które miejsce zajmuje Polska na rynku europejskim? Prawdopodobnie dopiero gdzieś w połowie drugiej dziesiątki.
Dalej nas dziwi, że Apple otwiera kolejny sklep w Szanghaju, a nie w Warszawie?
Trudno mieć pewność, czy spośród krajów, w których dostępna jest np. Siri, jest taki, którego rynek jest mniejszy niż polski (Malezja? Tajlandia?), ale nawet jeśli tak jest, to tutaj dochodzimy do drugiej kwestii – problemu możliwości technologicznych i ograniczeń w zasobach ludzkich. Język polski jest w ocenie wielu językoznawców jednym z najtrudniejszych języków na świecie. To, że jest językiem ekstremalnie trudnym dla cyfrowych asystentów głosowych potwierdzają też specjaliści z zakresu komputerowego rozpoznawania mowy ludzkiej, np. dr Artur Janicki z Politechniki Warszawskiej.
Oczywiście, gdyby Apple zamknęło tysiąc programistów w pokoju „Siri po polsku”, może mielibyśmy już asystenta głosowego rozumiejącego i mówiącego w naszym języku. Ale, jak myślicie: firma z Cupertino woli skupić się na pracach nad polską Siri, czy raczej rzucić tych programistów do pomocy w ukończeniu nowego iOS?
Skoro nasz język rzeczywiście sprawia tyle problemów, to nie dziwi, że prace nad Siri po polsku – jeśli w ogóle się zaczęły – trwają tak długo. Dobrze wiemy, że Apple nie lubi wypuszczać półgotowych produktów. Wyobrażacie sobie skandal, który wybuchłby, gdyby Siri zamiast „Chwała wielkiej Polsce” zrozumiała „Chała w tej Polsce”? To dopiero byłby policzek w twarz (prawdziwego) Polaka!
Dlaczego Apple miałoby celowo wstrzymywać pojawienie się Siri po polsku, czy udostępnienie nad Wisłą innych serwisów? Czy ktoś ma wątpliwości, że firmie zależy na tym, żeby jak najwięcej jej serwisów i usług działało na jak największej ilości rynków? Przecież to się bezpośrednio przekłada na zyski, zarówno z usług (np. prowizja z Apple Pay), jak i sprzedaży – mających większe możliwości – urządzeń.
Nie trzeba aż tak głęboko wnikać w temat, żeby zrozumieć, że wprowadzenie w danym kraju Apple Pay zależy bardziej od banków, niż od firmy z Cupertino.
Jest wiele czynników, które wpływają na brak niektórych serwisów i usług Apple w Polsce. Być może znaczenie mają tu też inne kwestie, z których nie zdajemy sobie sprawy. Ale twierdzenie, że to z powodu niechęci do naszego kraju nie przestaje mnie dziwić i jest w według mnie czystym szaleństwem. Bo może w Apple w ogóle nie wiedzą, że jest taki piękny, dumny i boleśnie doświadczony przez los kraj jak Polska, gdzieś w dalekiej Europie, między Niemcami a Rosją.
PS Często słyszę, że Apple mogłoby wykonać gest symboliczny, np. w postaci otwarcia u nas Apple Store, pokazując, że docenia wierność polskiego klienta. Pomijając fakt, że firma z Cupertino to nie papież, żeby czynić gesty symboliczne, to przecież na świecie są jeszcze dziesiątki narodów znajdujących się w podobnej do nas sytuacji, wobec których należałoby wtedy wykonać podobny gest. Otwarcie Apple Store na wyspach Tuvalu czy wprowadzenie Siri w języku Toki Pona miałoby rangę nawet większego symbolu.
***
Zgadzasz się z autorem? Czy chcesz mu werbalnie przyłożyć w mordę? Podyskutuj z nim na Twitterze.
Artykuł ukazał się w lipcowym numerze Mój Mac Magazyn.
iPhone 7 mockup: medialoot