Choć w 2021 roku oczy obserwatorów wciąż skierowane są najbardziej na nowe iPhone’y i Maki, a najwięcej emocji wzbudza procesor M1, to według mnie z aktualnej linii urządzeń Apple właśnie Apple Watch najmocniej aspiruje do miana tego poprawiającego komfort życia najbardziej.
Na wstępie warto zaznaczyć, że recenzowanego Apple Watcha Series 6 używam już niemal pół roku i przesiadłem się prosto z modelu Series 5. Przez pierwsze 1,5 miesiąca testów, w celu wiarygodnego porównania, korzystałem równolegle z Series 6 i 5 (obydwa w wersji GPS). Zegarki były praktycznie nowe (egzemplarz S5 po wymianie gwarancyjnej).
Chociaż Apple zbytnio nie chwali się baterią nowego Apple Watcha, to różnica w czasie pracy na jednym ładowaniu było pierwszą rzeczą, którą zauważyłem po przesiadce bezpośrednio z poprzedniej generacji. Oba zegarki porównywałem na przykładzie mojego “typowego” dnia. W przeciągu 24 godzin od odłączenia od prądu w obu najpierw spałem około 8 godzin, a póżniej podczas dnia wykonałem dwa dwudziestominutowe treningi i trzy piętnastominutowe spacery.
Choć po nocy w S6 zostaje nieco mniej ładunku (średni spadek 15%, w porównaniu do 10% w przypadku S5), finalnie wygrywa Series 6 z 15-20% naładowania po 24 godzinach pracy. W tym samym czasie Series 5 wyładowuje się prawie cały (zostaje mu zaledwie kilka procent baterii). Gorsze wyniki S6 w nocy spowodowane mogą być pomiarami saturacji tlenowej, którą nowa generacja mierzy regularnie w trybie nocnym.
Na co dzień bateria nowego watcha jest nawet lepsza niż to, co mówią moje suche pomiary. S6 to pierwsza generacja, która naprawdę pozwala mi przeżyć dzień z pewnością, że zegarek go wytrzyma bez konieczności doładowywania.
Jednak jeśli pojawia się już konieczność doładowania, to nowsza generacja także i tu ma przewagę. Apple chwali się, że Series 6 od zera do 100% naładuje się w 1,5 godziny. I chociaż z pewnością mogę potwierdzić te zapewnienia, to realnie bardzo podobne wyniki uzyskuje także poprzednia generacja. Różnica pojawia się jednak w przypadku faktycznych doładowań, gdzie od 20 do 80 procent naładujemy S6 w 40 minut, a S5 zajmuje to 55 minut.
Warto dodać, że bateria w nowszej generacji jest fizycznie większa. Prawdopodobnie możliwe było to między innymi po odchudzeniu ekranu przez usunięcie funkcji Force Touch.
Mimo dobrych wyników baterii w Series 6 liczę, że w kolejnych latach w tym aspekcie doczekamy się jeszcze bardziej odczuwalnej poprawy. Aktualnie mówi się na przykład o dodatkowej baterii w bransolecie.
Pomiar nasycenia krwi tlenem to główna (i tak naprawdę jedyna ewidentna) zmiana względem poprzednika. Apple kolejny raz poprawia funkcjonalność swojego zegarka w aspekcie zdrowotnym, co aktualnie jest już jednym z jego najważniejszych “selling pointów”.
Kiedy pierwszy raz usłyszałem o pomiarze saturacji tlenowej w Apple Watchu, pomyślałem, że tym razem będzie to trochę niepotrzebny bajer – właśnie do podbicia sprzedaży nowych modeli. Niedługo potem okazało się jednak, że medycznie jest on dość istotny i aktualnie może się naprawdę przydać.
Wspominając na wstępie o poprawie komfortu życia, miałem na myśli właśnie wbudowany w zegarek pulsoksymetr. Oczywiście nie jest to całkowita nowość, ponieważ na rynku istniały już modele zegarków lub opasek sportowych innych firm z tą funkcją. Dobrze jednak, że akurat teraz pojawił się on także w Apple Watchu (prawdopodobnie wynikało to także z kwestii prawnych).
Pomiar saturacji tlenowej umożliwia wykrycie niedotlenienia organizmu, co aktualnie przydaje się w szybkim rozpoznaniu pierwszych objawów COVID-19 oraz pomaga monitorować wspomniane nasycenie podczas choroby. Poza tym, może stanowić przydatny wyznacznik dla sportowców, wspinaczy górskich etc.
Jeśli chodzi o kwestię implementacji rozwiązania oraz aspekty techniczne, to Apple Watch Series 6 posiada przeprojektowany tylny moduł sensorów, wśród których znajdują się teraz te odpowiedzialne za pomiar SpO2%.
(Zdjęcie, które wykonałem na potrzeby grafiki tytułowej przedstawia diody, które uruchamiają się wraz z aktywacją aplikacji “O2 we krwi” na Apple Watchu. W bardzo podobny sposób reklamuje je Apple, jednakże w praktyce podczas pomiaru zapalają się także klasyczne diody zielone lub tylko dwie z czterech diód czerwonych.)
Tak jak wspominałem przy okazji opisywania baterii, Apple Watch dokonuje pomiaru nasycenia krwi tlenem automatycznie w różnych porach dnia. Nie trzeba więc specjalnie uruchamiać aplikacji, by dane odnośnie saturacji zapisywały się do aplikacji “Zdrowie” na iOS.
Wadą pomiarów automatycznych jest natomiast fakt, że duża część z nich może okazać się nieudana i pokazać „przekłamane” wyniki. Dzieje się tak, ponieważ zegarek, by zmierzyć natlenienie, potrzebuje, żeby przez 15 sekund nasz nadgarstek pozostawał całkowicie nieruchomy. Apple Watch potrzebuje być także skierowany ekranem do góry, co sam wykrywa i wyłącza funkcję, jeśli znajduje się w innej orientacji.
Jeżeli chodzi o dokładność wyników, to zegarek porównywałem z popularnym ostatnimi czasy pulsoksymetrem na palec i wyniki są bardzo zbliżone lub identyczne. Z moich informacji wynika jednak, że negatywnie na pomiary wpływać może na przykład ilość włosów na ręce lub tatuaż na nadgarstku. W związku z tym pewniejnesze pomiary wciąż uzyskuje się z palca.
Wprowadzona w ubiegłorocznym modelu funkcja niegasnącego wyświetlacza już rok temu bardzo przypadła mi do gustu i nadal bardzo ją doceniam. Uważam, że jest jedną z największych zmian od pierwszego modelu zegarka od Apple.
Mimo wszystko nie obyło się bez lekkich chorób wieku dziecięcego, jak na przykład słabsza (niż w S4) bateria. W odczuciu wielu osób szósta seria nie tylko naprawia problem z baterią, ale także odczuwalnie ulepsza funkcję always-on. Istotnie, w trybie czuwania ekran Series 6 potrafi być jaśniejszy, jednak w mojej opinii jest to naprawdę znikoma różnica – możliwa do zauważenia tylko w pełnym słońcu.
Jedną z mniej oczywistych rzeczy, których byłem najbardziej ciekawy przy przesiadce na nową generację była responsywność i szybkość działania. Oczywiście już sam watchOS 7 przyspieszając animacje poprawia odczucia z obcowania z zegarkiem. Byłem jednak ciekawy, czy nowy procesor może te wrażenia dodatkowo poprawić. Warto podkreślić, że poprzednia generacja korzystała z tego samego czipu co Series 4.
Finalnie jednak zaskoczenia nie ma. Chociaż zegarek działa nieco lepiej niż Series 5, a animacje wykonują się prawie zawsze płynnie, różnica ta nie jest kolosalna. W ślepym teście miałbym prawdopodobnie problemy z ich rozróżnieniem.
Na koniec pozostawiłem kwestię koloru niebieskiego, który debiutuje przy okazji szóstej serii. Od samego początku mojej przygody z zegarkami Apple wybierałem wersje Space Gray, ale w tym roku jednak w moje ręce wpadł kolor niebieski i bardzo go doceniłem.
Z jednej strony wprowadza coś nowego, a z drugiej jest wciąż dość ciemny i nie wybija się bardzo na nadgarstku. W przypadku tego odcienia dużo zależy od światła – przy dobrym oświetleniu granat jest bardzo łatwo dostrzegalny, jednak w wielu przypadkach ciężko odróżnić go od klasycznej już gwiezdnej szarości.
Z początku wydawało mi się, że może gryźć się z moimi paskami i wyglądać mało poważnie. Finalnie Jednak jest to kolor, który Po kilku miesiącach naprawdę uwielbiam.
Zostając jeszcze w temacie dizajnu warto wspomnieć, że od pewnego czasu mówi się o możliwym przeprojektowaniu koperty Apple Watcha i upodobnienie go do bardziej kwadratowych urządzeń, jak iPhone czy iPad. Oczywiście taka zmiana z pewnością wpłynęłaby pozytywnie na zainteresowanie nowym modelem i wprowadziła sporo świeżości, natomiast głównie ze względu na potencjalnie niski komfort użytkownika “kanciastego” zegarka nie jestem fanem tego pomysłu. Poza tym, przy braku zaokrąglonych krawędzi zegarek może wydawać się zdecydowanie zbyt gruby i masywny.
Gdybym miał zaproponować swoją wizję nowej stylistyki, to w pierwszej kolejności skupiłbym się na zmniejszeniu ramek wokół ekranu. Pomijając to, wygląd aktualnej generacji wydaje mi się naprawdę w porządku.
Oczywiście nowy model to wciąż stosunkowo mała ewolucja i nie zachęcam nikogo ochoczo do zmiany z poprzedniej generacji. Jest to jednak produkt dojrzały i zdecydowanie wart swojej ceny.
W końcu mogę powiedzieć, że jest to wersja, której niczego nie brakuje. Choć zapewne niedługo doczekamy się na przykład bezinwazyjnego pomiaru glukozy, ciśnienia krwi, a także innych użytecznych funkcji.
Apple Watch od dawna przełamuje stereotyp smartwatcha, jako niepotrzebnego dodatku do smartfona. Chyba jako jedyny smart-zegarek zbudował sobie tak silną i niepodważalną pozycję na rynku, będąc z roku na rok konsekwentnie ulepszanym. Jest to urządzenie, bez którego aktualnie czuję się jak bez ręki i bywa dla mnie ważniejsze nawet od telefonu.