W marcu Apple zaprezentowało własną kartę kredytową, znacznie różniącą się od znanych nam standardowych kart. Choć do użytku Apple Card ma trafić w tym roku tylko w USA, z dużym prawdopodobieństwem możemy powiedzieć, że Apple planuje wprowadzenie jej także do Polski. Być może szybciej, niż się spodziewaliśmy.
Apple Card to niezwykła karta kredytowa opracowana przez Apple wspólnie z bankiem Goldman Sachs oraz Master Card.
Więcej o tej unikalnej karcie pisaliśmy już wielokrotnie, m.in. tutaj i tutaj. Ja wymienię tylko kilka najbardziej charakterystycznych cech Apple Card:
Dowodem na plany wprowadzenia karty kredytowej Apple do Polski może być wniosek o zastrzeżenie znaku towarowego, jaki gigant z Cupertino złożył w wielu krajach europejskich oraz w Hong Kongu. W dokumencie firma wnosi o zastrzeżenie zarówno znaku tekstowego w postaci zwrotu „Apple Card”, jaki i znaku graficzno-tekstowego „ Card”.
Co ciekawe, w tym samym dokumencie Apple zawnioskowało o zastrzeżenie znaku towarowego „Apple Cash”, czyli usługi umożliwiającej szybkie i proste przesyłanie pieniędzy pomiędzy użytkownikom sprzętu Apple, która również na razie jest dostępna jedynie w Stanach Zjednoczonych.
Wniosek dotyczy Hong-Kongu oraz takich europejskich krajów jak: Austria, Belgia, Bułgaria, Chorwacja, Czechy, Cypr, Dania, Estonia, Finlandia, Francja, Grecja, Hiszpania, Holandia, Irlandia, Litwa, Łotwa, Luksemburg, Malta, Niemcy, Polska, Portugalia, Rumunia, Słowacja, Słowenia, Szwecja, Węgry, Wielka Brytania i Włochy.
Na razie Apple oficjalnie wiadomo tylko, że Apple Card pojawi się w Stanach Zjednoczonych „latem tego roku”. Nie poinformowano, kiedy możemy spodziewać się jej w innych krajach.
Ale rejestracja znaku towarowego w kolejnych państwach może świadczyć o tym, że firma przymierza się do ekspansji Apple Card. Biorąc pod uwagę, że zarówno w Polsce, jak i w wielu innych państwach europejskich drogę przetarło wprowadzenie Apple Pay, nie jest wykluczone, że premiera karty kredytowej od Apple odbędzie się w naszym kraju już w 2020. Dużo będzie też zależało od tego, jak nowa usługa przyjmie się w USA.