Od kilku dni używam najnowszego smartwatcha z Cupertino – Apple Watch Series 6. Przesiadka z Series 5 nie jest może aż tak ekscytującym wydarzeniem, jakim byłaby przesiadka np. z Series 2 czy Series 3, ale w nowym zegarku z Cupertino znajdziemy kilka nowości, o których warto wspomnieć.
Zacznę od dwóch najwiekszych nowości, czyli nowych kolorów i czujnika mierzącego ilość tlenu we krwi.
Z dwóch nowych kolorów – niebieskiego i (PRODUCT)RED, wybrałem ten pierwszy. Nie tylko dlatego, że bardziej mi się podoba, ale też z tego powodu, że powinien ładnie zgrywać się kolorystycznie z nowym iPhonem 12 Pro, który ma być dostępny w ciemnoniebieskim kolorze Navy Blue.
Nie żałuję – niebieski Apple Watch prezentuje się świetnie, w dodatku na nadgarstku czuć powiew świeżości. Nie udało mi się dostać nowej opaski Solo w tym kolorze, ale silikonowy pasek sportowy w kolorze głębokiego granatu idealnie komponuje się z niebieską kopertą.
W niektórych wersjach Series 6 mamy do czynienia z nieco innym niż dotychczas malowaniem koronki. W modelach niebieskim i (PRODUCT)RED wewnętrzna część Digital Crown ma kolor gwiezdnej szarości, natomiast zewnętrzna jest w kolorze koperty. Moim zdaniem wygląda to bardzo ciekawie.
Mimo bardzo pozytywnych odczuć wobec nowego, niebieskiego koloru, chyba w dalszym ciągu moim ulubionym kolorem Apple Watcha pozostaje gwiezdna szarość. Przynajmniej na razie. Być może zmieni się to po dłuższym użytkowaniu niebieskiego modelu, gdy sprawdzę, jak wyglądają z nim inne paski. Mam wrażenie, że do zegarka space gray pasuje niemal każdy pasek, czego zdecydowanie nie można powiedzieć o wersji srebrnej.
Wraz z Apple Watch Series 6 debiutuje aplikacja “Tlen we krwi” (dostępna tylko w tym modelu), w której za pomocą umieszczonych z tyłu zegarka sensorów możemy zmierzyć saturację tlenową organizmu.
Saturacja tlenowa to ważny wskaźnik, określający poziom nasycenia krwi tlenem. Zbyt niski poziom nasycenia na początku może skutkować drobnymi dolegliwościami, np. dusznościami, a w dłużej perspektywie groźnym niedotlenieniem organizmu. Monitorowanie tego poziomu pozwoli szybko zorientować się, jeśli coś będzie nie tak i podjąć odpowiednie kroki.
Z badań nad koronawirusem wynika, że wiele chorych na COVID-19 ma bardzo niski poziom nasycenia krwi tlenem. Dlatego nowa funkcja Apple Watcha jest w tych czasach tym bardziej ważna. Oczywiście jeśli zegarek zmierzy nam niską saturację, nie musi to od razu oznaczać, że jesteśmy zakażeni wirusem, ale z pewnością jest to znak, że coś jest nie tak i powinniśmy podjąć jakieś działanie.
Mierzenie w aplikacji “Tlen we krwi” trwa 15 sekund. Zegarek podpowiada nam, jak najlepiej ułożyć rękę i nadgarstek, informuje też, żeby w czasie pomiaru się nie ruszać.
Wszystkie moje pomiary wskazywały na szczęście na właściwy poziom nasycenia krwi tlenem (czyli powyżej 95%).
Zegarek wykonuje też pomiary saturacji tlenowej sam (automatycznie), głównie w nocy. Wyniki znajdziemy w aplikacji Zdrowie na iPhonie. Tutaj ważna uwaga – nie przejmujcie się, jeśli znajdziecie tam wyniki wskazujące na bardzo niski poziom nasycenia – prawdopodobnie to błąd pomiaru wynikający z nieodpowiedniej pozycji nadgarstka, niedostatecznego przylegania zegarka do ręki, niepożądanych ruchów itd. Bierzcie raczej pod uwagę wyniki przeprowadzone ręcznie, w we właściwy, kontrolowany sposób.
Sensory monitorujący saturację tlenową mocno odmieniają wygląd tylnej obudowy Apple Watcha – porównanie z Series 5:
Czas pracy na baterii to zdecydowanie to, co najbardziej interesuje wielu użytkowników. Z moich pomiarów wynika, że najnowszy model działa na jednym ładowaniu niecałe półtora dnia, czyli mniej więcej tyle, ile Series 5.
Naładowany do 100% zegarek założyłem na rękę o godzinie 13:00, rozładował się następnego dnia o godzinie 19:15. Czyli działał ponad 30 godzin. To dobry wynik tym bardziej, że maiłem go na nadgarstku również w nocy i to z uruchomioną funkcją monitorowania snu w aplikacji Sen (nowość w watchOS 7). Oczywiście ekran pracował w trybie “ciągle włączony”.
Po rozebraniu Apple Watch Series 6 przez iFixit dowiedzieliśmy się, że bateria w najnowszym modelu jest nieco bardziej pojemna niż w Series 5 (o 3,5%). Jednak według oficjalnych danych podawanych przez Apple, ma zapewniać Series 6 dokładnie taki sam czas działania, jak było to w przypadku Series 5. Większa bateria była więc z pewnością potrzebna przede wszystkim dla zaspokojenia energetycznych potrzeb sensorów odpowiedzialnych za pomiar saturacji tlenowej. Być może nowy, bardziej wydajny chip S6 jest również bardziej energochłonny.
Nie przetestowałem jeszcze szybkiego ładowania, czyli kolejnej nowości, która pojawiła się w Series 6. Według Apple, zegarek powinien się teraz naładować od 0% do 100% w 1,5 godziny. Na pewno napiszemy o tym już niedługo w naszej recenzji.
Warto przypomnieć, że Apple przestało dodawać ładowarkę do pudełka z Apple Watchem. Dlatego jeśli nie mamy żadnej w domu, musimy taką dokupić. Dołączony do zestawu kabel ma dalej końcówkę USB-A, więc do ładowania potrzebna będzie standardowy zasilacz z takim właśnie portem (możemy więc użyć ładowarki z poprzednich modeli Watcha).
Apple WatchSeries 6 ma dokładnie ten sam ekran Retina OLED LTPO (1000 nitów), który znajdziemy w Series 4 i Series 5 (oraz w nowym Apple Watch SE). Dodatkowo, podobnie jak w Series 5, jest to wyświetlacz niegasnący.
Nowością w Series 6 jest to, że ekran jest zdecydowanie jaśniejszy w trybie “przygaszonym”, niż był w Series 5.
Gdy jesteś na dworze, niegasnący wyświetlacz Retina jest teraz dużo jaśniejszy na opuszczonym nadgarstku. Dzięki temu jeszcze łatwiej odczytasz wszystkie potrzebne informacje. Bez unoszenia ręki, żeby obudzić zegarek.
Testowałem nowego Apple Watcha w zeszłym tygodniu, gdy słońca jeszcze nie brakowało i mogę zdecydowanie potwierdzić, że ekran w trybie standby świeci mocniej niż w Series 5.
Jestem wielkim zwolennikiem wyświetlacza always-on w zegarku z Cupertino (jest mnóstwo sytuacji, kiedy chcę odczytać godzinę lub powiadomienie, a nie mogę unieść i/lub wystarczajaco obrócić nadgarstka), dlatego bardzo się z tej nowości cieszę.
A propos aktywowania ekranu w Watchu przy podniesieniu/obróceniu zegarka – wydaje mi się, że w Series 6 nieco łatwiej to zrobić niż w poprzednich generacjach. Kiedy siedziałem przy biurku, kilka razy zdarzyło mi się wyświetlić na ekranie otrzymane właśnie powiadomienie po wykonaniu minimalnego ruchu nadgarstka, właściwie bez odrywania go od klawiatury komputera. Oczywiście nie jestem w stanie zagwarantować, że Apple coś tu rzeczywiście zmieniło (nie informuje o tym oficjalnie), ale takie są moje odczucia.
To standardowa reakcja – przesiadasz się na nowy model iPhone’a, Watcha czy innego sprzętu z Cupertino i pierwsze co automatycznie odnotowujesz to to, że działa on jeszcze szybciej niż poprzedni model. Choć roczny iPhone czy Watch to wciąż superszybkie urządzenia, Apple wyposaża nowe generacje w kolejne, jeszcze bardziej wydajne chipy i to się przy pierwszym kontakcie z nowym sprzętem od razu czuje. Tak było też w przypadku zmiany Series 5 na Series 6.
Jak podaje Apple, układ SiP S6 z 64‑bitowym dwurdzeniowym procesorem w Apple Watch Series 6 jest nawet o 20% szybszy niż S5 w Apple Watch Series 5. Oczywiście po dłuższej chwili przestałem to zauważać. Pewnie inaczej by było, gdyby przesiadał się z jednej ze starszych wersji (np. Series 2 czy Series 3) – wtedy dłużej zwracałbym uwagę na szybkość działania i wygodę, jaką to daje.
Posiadaczy Series 5 uspokoję jednak, że gdy potem założyłem na rękę mój egzemplarz tego modelu wciąż miałem odczucie, że jest on bardzo szybki.
To tyle, jeśli chodzi o pierwsze wrażenia. Niedługo opublikujemy recenzję Apple Watch Series 6 autorstwa Mateusza. Jeśli macie jakieś pytania lub chcecie się podzielić Waszymi uwagami – możecie to zrobić poniżej w komentarzach.